FYI.

This story is over 5 years old.

Health

Jak psychodeliki pomogły mi uśmierzyć klasterowe bóle głowy

Konwencjonalna medycyna jest bezradna w obliczu mojej choroby. Ulgę przynoszą mi jedynie grzybki i inne halucynogeny
Ilustracja Joey Alison Sayers

Znane również jako „samobójcze bóle głowy", ponieważ cierpiącym na nie osobom zdarza się odebrać sobie życie, klasterowe bóle głowy powszechnie uważa się za najboleśniejszą przypadłość, jaką zna nauka. Opisywane są jako bardziej bolesne niż złamane kości, poparzenia dowolnego stopnia, a nawet poród. Tak jest ‒ same matki powiedziały mniej więcej coś takiego: „Wolałabym wyrzucić ze swych trzewi kolejnego małego człowieka, niż jeszcze raz przechodzić coś takiego".

Reklama

Nie są to migreny, a raczej seria krótkich napadów bólu głowy, które występują w powtarzających się cyklach, jeden bądź więcej dziennie przez całe tygodnie lub miesiące, bez przerwy (stąd określenie „klasterowe"). Miewam je od 25 lat, od kiedy skończyłem 16 lat. Ból jest nie do opisania, ale spróbuję mimo to: jeśli kiedyś uderzyłeś się w palec u nogi, wiesz, jak to cholernie boli. Klaster trochę przypomina to uczucie, tyle że boli cię tuż za okiem, w samej skroni. Ból się zagnieżdża i rwie przez od pół do dwóch godzin non stop. Prawdziwy przedsmak piekła.

Naukowcy nie wiedzą, co je wywołuje, a zwykle stosowane środki przeciwbólowe i narkotyki zazwyczaj nie pomagają. Uwierz mi: w nadziei, że choć odrobinę uśmierzę ból, łykałem, wstrzykiwałem sobie, wciągałem i/albo paliłem oksykodon, hydrokodon, fentanyl, demerol, dilaudid, kokainę, heroinę, kodeinę, morfinę i wiele innych ‒ wszystko bez skutku. W rezultacie byłem oczywiście kompletnie naprany, ale ból nie znikał. Cały czas tam był i narywał z pełną siłą ‒ a może nawet jeszcze gorzej, bo dragi sprawiały jedynie, że w dodatku czułem się dziwnie.

Próbowałem upuszczać hantle na stopę, by jakoś zmienić miejsce bólu. Uderzałem głową o ścianę, potem o podłogę, a potem znów o podłogę. Biłem się po czole workiem z lodem. Moja twarz była po tym cała czerwona i poobijana. Cały godzin fantazjowałem o lśniących nożach i wyobrażałem sobie ulgę, jaką bym odczuł, gdybym rozkroił sobie skroń jak filet z kurzej piersi, zupełnie jakbym mógł pozbyć się bólu razem z krwią. Tak ‒ bywa naprawdę dramatycznie.

Reklama

Krótko mówiąc: lekarstwa jak dotąd brak. „To niezwykle bolesna i trudna w leczeniu przypadłość" ‒ mówi dr Mark Green, dyrektor wydziału badań bólu głowy i leczenia bólu w Szkole Medycznej Mount Sinai. „Środki, które stosujemy, czasem działają, ale z całą pewnością nie zawsze".

Uznane przez lekarzy terapie klasterowych bólów głowy polegają m.in. na zastrzykach z Imitrexu (leku zwężającego naczynia krwionośne w mózgu) i podawaniu dużych dawek tlenu. To czasem pomaga zatrzymać napad, ale nie jest w stanie mu zapobiec. Sam też tego próbowałem, ale nic nie przyniosło mi nawet setnej części ulgi, jaką odczułem dzięki psychodelikom.

Parę lat temu odkryłem Cluster Busters (Pogromcy klasterów), platformę propagującą alternatywne (choć niestety nielegalne) metody leczenia klasterowych bólów głowy. Została założona przez Boba Wolda, który wyrwał się z zaklętego kręgu klasterów za pomocą psychodelików w 1998 roku i uznał, że musi szerzyć dobrą nowinę. Jak mówi, 95 procent poznanych przez niego osób cierpiących na jego przypadłość, które poddały się terapii halucynogenami, nie musiało już nigdy więcej stosować leków na receptę.

Społeczność Cluster Busters liczy dziś tysiące członków i stanowi nieocenioną grupę wsparcia dla cierpiących na klasterowe bóle głowy, którzy próbują znaleźć ulgę w psychodelikach. Proponowana terapia sprowadza się do zastąpienia proszków przepisywanych przez lekarza substancjami halucynogennymi, takimi jak grzybki, LSD, nasiona rivea corymbosa czy 5-Metoksy-N,N-diallilotryptamina.

Reklama

Trudno o medycznie potwierdzone dowody na to, że środki te faktycznie działają. Większość naszej wiedzy w tym zakresie pochodzi z opowieści przekazywanych z ust do ust. Co prawda jedno niewielkie studium oparte na wywiadach dało obiecujące wyniki, jednak w przypadku halucynogenów trudno uzyskać taki stopień czystości, co w konwencjonalnych lekach, a firmom farmaceutycznym nie opłaca się ich badać. Z tego powodu, jak przyznaje Green, trudno zorganizować regularne, szeroko zakrojone badania nad psychodelikami. Same doniesienia o przypadkach nie wystarczą, by jednoznacznie przesądzić, że to właśnie halucynogeny przynoszą ulgę cierpiącym.

„Zajmuję się bólami głowy od ponad 40 lat i prawdę mówiąc, znam wiele historii, w których ludzie mówili: »Zażyłem to i tamto i ból ustąpił« po czym rzecz jasna nigdy nie skutkowało to na dłuższą metę" ‒ powiedział. „Nie chcę tu uprawiać pustej krytyki i z całą pewnością mam pacjentów, którzy eksperymentują z grzybkami, uprawiają je i spożywają różne mieszanki. Cześć z nich utrzymuje, że to skuteczne lekarstwo, ale ja nie jestem w stanie tego potwierdzić. Nie potrafię też powiedzieć, czy jest to dla nich bezpieczne". Cóż, to chyba oczywiste: taka terapia może nieść ze sobą sporo ryzyka, a jej skuteczność pozostaje niepotwierdzona przez nauki medyczne.


Polub fanpage VICE Polska i bądź z nami na bieżąco


Z drugiej strony Green podkreślił też, że „pośród osób z bólami klasterowymi ryzyko samobójstwa jest prawdziwe i naprawdę wysokie", a także, że „z całą pewnością rozumie i współczuje osobom, którym istniejące leki nie przynoszą ulgi i które zrobiłyby niemal wszystko, byle tylko uniknąć kolejnych napadów bólu".

Reklama

Jeśli o mnie chodzi, grzybki i diallilotryptamina zdecydowanie pomogły. Po tym, jak trzy lata temu pierwszy raz zamiast imitrexu zażyłem dawkę grzybków, zrozumiałem, że moje modlitwy zostały wysłuchane. Nie miałem już wrażenia, że moja głowa to wydmuszka, którą w każdej chwili może rozłupać klasterowy atak. Czułem się, jakby wokół mojej czaszki pojawiło się pole siłowe. Klastery co roku rozwalały mi życie: od jednego do siedmiu ataków bólu dziennie przez okres od miesiąca do nawet pół roku. Gdy odkryłem, że mogę się jakoś wyrwać z tego piekła na ziemi, to było, jakbym spotkał kosmitów, albo zobaczył Boga.

Dawkowanie grzybów zależy od tego, jak ktoś próbuje zapanować nad swoją przypadłością. Można zażywać mikrodawki, wkładając sobie pod język kawałek grzyba na początku dnia jako metoda zapobiegania. Nieco większa dawka (jeden albo dwa trzony owocnika) może pomóc powstrzymać rozpoczynający się atak. Mogę też zaaplikować sobie dużą porcję raz na tydzień i w ten sposób „zablokować" mój sezon klasterowy i uwolnić się od bólu aż do następnego. Z zażywaniem 5-Metoksy-N,N-diallilotryptaminy jest nieco inaczej (choć moim zdaniem przynosi najlepsze rezultaty). Gdy czuję, że zbliża się klaster, po prostu biorę 15 miligramów co pięć dni, a moja głowa działa, jak należy bez żadnych ogłupiających tripów.

Problem polega na tym, że psychodeliki wchodzą w interakcje z lekami na receptę, więc trzeba się zdecydować na jedne albo drugie. W dodatku halucynogeny przestają działać, gdy bierzesz je za często, więc jeśli klaster nadejdzie pomiędzy dawkami, musisz po prostu zacisnąć zęby i jakoś to przecierpieć. Moim zdaniem jednak ryzyko się opłaca.

Czas, w którym nawiedzają mnie bóle głowy, nazywam „złą porą". Gdy nadchodzi zła pora, nie oddalam się na więcej niż 10 minut od mojego domu. Większość czasu spędzam w łóżku albo jęcząc z bólu, albo z lękiem czekając na następny atak. Nie mogę pić, nie mogę sobie zajarać, nie mogę też uprawiać seksu, bo wszystko to może wywołać klaster. (Co dziwne, czasem, gdy czuję zbliżający się napad, udaje mi się go uniknąć za pomocą masturbacji ‒ choć nie tak łatwo męczy się węża ze świadomością, że za chwile pewnie będziesz się zwijał z niewyobrażalnego bólu).

Aż trudno uwierzyć, że psychodeliczne rozwiązanie od tak dawna leżało w zasięgu mojej ręki i tylko czekało, żebym je odnalazł. Gdybyś kiedyś mnie zapytał, jaka jest najgorsza rzecz, którą mogę sobie wyobrazić, powiedziałbym: „Klaster na tripie". Zabawne, że rozwiązania czasem skrywają się w ostatnim miejscu, w jakim przyszłoby do głowy ci szukać. Od trzech lat jestem wolny od bólu. Jeśli sam tego nigdy nie doświadczyłeś, nie masz pojęcia, jak piękne to uczucie.