Patrząc na nagranie z ostatniej interwencji Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt, można było zastanawiać się, czy miała ona miejsce na Filipinach? Indiach? Może odbyła się na jakiejś wsi w Kolumbii? Na to wskazywałby skrajny stan zwierząt, co jest niestety typowe dla tych regionów świata, ze względu na biedę. Otóż nie. Interwencja miała miejsce w Polsce w województwie łódzkim. Sprawą zajmuje się prokuratura.

Mieszkańcy, zaniepokojeni losem zwierząt przetrzymywanych na terenie oczyszczalni ścieków, zgłosili zawiadomienie do Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt. Inspektorzy po zapoznaniu się ze zdjęciami dołączonymi do zawiadomienia nie czekali długo. Na miejscu znaleźli się w niedzielę około godziny 20. To, co zastali, przerosło ich najgorsze oczekiwania.

Dziesięć rozpadających się boksów, a w nich umierające z głodu i pragnienia psy. W najgorszym stanie znajduje się czarny pies w typie spaniela, który waży zaledwie 5,3 kg — powinien ważyć trzy razy tyle. Zwierzę znajduje się w stanie przedagonalnym — nie ma nawet siły ustać na łapach. Gdy inspektorzy podali mu jedzenie, nie miał siły podnieść głowy na tyle, by móc dosięgnąć do karmy. Spod oblepionej odchodami sierści wystają dosłownie wszystkie żebra.

Odebrane zwierzę nie ma sił nawet jeść Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt / Instagram
Odebrane zwierzę nie ma sił nawet jeść

Ten pies to nawet nie są stojące zwłoki — to są leżące zwłoki

— komentuje Konrad Kuźmiński, prezes Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt.

Dookoła walają się puste i oblepione brudem garnki, a w miskach zamiast wody — piasek. Suchy. Oszalałe z głodu i pragnienia zwierzęta, oblepione własnymi fekaliami, oraz generalny stan boksów wygląda tak, jakby ktoś zamknął w nich kiedyś psy, a potem po prostu o nich zapomniał.

Pozostałe psy są tylko w niewiele lepszym stanie. Na nagraniach udostępnionych przez DIOZ widzimy, że podaną przez inspektorów karmę chcą zjeść dosłownie razem z metalową miską, są skrajnie zapchlone, wychudzone a ich pazury prawdopodobnie nigdy nie były obcinane.

Wszystkie odebrane psy są skrajnie zapchlone, co przekłada się na zaawansowaną anemię Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt / Instagram
Wszystkie odebrane psy są skrajnie zapchlone, co przekłada się na zaawansowaną anemię
Stan pazurów odebranych zwierząt Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt / Instagram
Stan pazurów odebranych zwierząt

Okazało się, że boksy — jak i znajdujące się w nich zwierzęta — należą do gminy Rusiec, która jest odpowiedzialna za sprawowanie nad nimi opieki. Funkcję wójta pełni Damian Szczytowski, który ubiega się o reelekcję.

— To nie do pomyślenia, że to są zwierzęta, które pochodzą z miejsca, które powinno o nie dbać na mocy ustawy, od ludzi, którzy później nas kontrolują, czy my zasadnie odbieramy zwierzęta od oprawców. Skoro dla nich to nie jest patologia, to się nie dziwię, że potem zawsze uznają, że my niezasadnie odbieramy te zwierzęta. Sami po prostu są kryminalistami i przestępcami — mówi Konrad Kuźmiński na jednej z relacji na Instagramie "diozpl".

"O stołkach pamiętają, o zwierzętach zapomnieli"

Zgodnie z prawem organizacje ochrony zwierząt muszą poinformować o przeprowadzanych interwencjach… wójta danej gminy. Inspektorzy postanowili zrobić to ustnie, ponieważ okazało się, że podczas interwencji równolegle trwał wiec wyborczy w pobliskiej remizie.

  • Narodowy Test Ekologiczny. Sprawdź, co wiesz o wodzie! TUTAJ

Inspektorzy przerwali wydarzenie i w mocnych słowach poinformowali kilkadziesiąt zgromadzonych osób o tym, co zastali przy oczyszczalni ścieków. Przynieśli ze sobą wiadro z odchodami przetrzymywanych zwierząt oraz brudne i puste miski, które zostawili na wiecu.

Przynosimy wam fekalia tych zwierząt, byście pamiętali, jaki dramat im zgotowaliście. Jesteście oprawcami

—usłyszeli zgromadzeni w remizie.

Wójt Damian Szczytowski wyparł się odpowiedzialności za zwierzęta. Stwierdził, że zwierzęta zostały podrzucone, ale jednocześnie domaga się ich zwrotu, co sugeruje, że jednak należały do gminy. Dodał, że DIOZ odebrał zwierzęta dla celów politycznych w związku z nadchodzącymi wyborami. Trudno jednak sobie wyobrazić, by organizacja, która ma siedzibę prawie 300 km od tej niewielkiej gminy, miała jakikolwiek polityczny interes w odebraniu skrajnie zagłodzonych psów. DIOZ zaznacza, że ma świadków, którzy od czterech latach próbowali wymóc zmianę podejścia do zwierząt — bezskutecznie.

Sprawa trafiła na policję

DIOZ zgłosił sprawę na prokuraturę. Zapowiada, że zweryfikuje, jak gmina działała w przeciągu ostatnich kilkunastu lat w zakresie ochrony zwierząt i doprowadzi nie tylko do skazania za znęcanie się nad zwierzętami, ale również za przestępstwa urzędnicze.

W roli obrońcy stanie adwokatka Katarzyna Topczewska, znana w występowaniu w wielu sprawach dotyczących znęcania się nad zwierzętami.

"Zgodnie z przepisami prawa nie ma czegoś takiego jak przechowalnia zwierząt. Gmina ma bezwzględny obowiązek umieszczenia każdego odłowionego z jej terenu psa w schronisku dla zwierząt" — informuje Katarzyna Topczewska na swoim profilu na Instagramie.

Za znęcanie się nad zwierzętami grozi do 3 lat pozbawienia wolności.