Pięć lat Huawei P30 Pro. Zasługuje na miano kultowego!

iPhone 3G, Nokia 3310, Motorola razr V3, Samsung Galaxy S – te urządzenia z pewnością zasłużyły na miano kultowych. Dziś, po pięciu latach od premiery Huawei P30 Pro, jestem pewien, że także i on powinien otrzymać miejsce w smartfonowym panteonie.

Dwuletni okres

E-mail to świetne narzędzie do badania historii. Szperając po skrzynce, używając odpowiednich słów-kluczy, możemy z nutką nostalgii spoglądać na pierwsze wysłane cyfrowo CV albo przypomnieć sobie zabawną wymianę zdań przy sprzedaży jakiegoś szpargału na portalu aukcyjnym. W moim przypadku, na potrzeby tekstu, mogłem natomiast sprawdzić, kiedy i jaki telefon przechodził przez moje ręce. Dzięki temu przypomniałem sobie, że pierwsze Xiaomi trafiło w moje ręce pod koniec 2016 roku, jeszcze nie z oficjalnej dystrybucji.

Aby nie zanudzać Was opisem każdego modelu z osobna ujmę to w ten sposób – zasadniczo od 2009 roku, co ok. 2 lata, wymieniałem smartfon na nowszy. Zawsze były to urządzenia ze średniej półki, o niewielkim stażu na rynku – maksymalnie półrocznym. Był jednak smartfon, który przełamał ten szyk w dwóch kwestiach. A konkretnie bohater tekstu – Huawei P30 Pro, flagowiec, który w momencie zakupu był już dwuletnim urządzeniem.

Historia przesiadki na P30 Pro jest bardzo prosta. Członek rodziny akurat zmieniał telefon, a że żyję z nim w dobrych relacjach, to mogłem liczyć na dobry upust cenowy. W ten sposób Xiaomi Mi Mix 2S powędrował w świat, a ja pod koniec 2021 roku byłem już dumnym posiadaczem smartfona, który – jak się miało później okazać – stanie się kultową konstrukcją.

Huawei P30 Pro – fot. Katarzyna Pura | Tabletowo.pl

Zapraszam Was zatem na jubileuszowy tekst o „ostatnim takim Huawei”.

Inna era

Cofając się myślami do 2019 roku odnoszę wrażenie, jakby to była inna era technologii. Realme nie był aż tak rozpoznawalną marką, a Tecno czy Infinix kojarzyli być może najwięksi tech-zapaleńcy; Nothing nie istniał, gdyż Carlowi Peiowi wciąż podobała się praca w OnePlusie, a Motorola powoli odbudowywała swoją renomę pod skrzydłami Lenovo.

A co z Huawei? Dla niego był to zarazem najwspanialszy, jak i najkoszmarniejszy rok. 26 marca 2019 roku debiutują modele z serii P30 Pro, a niecałe dwa miesiące później, 19 maja, administracja Trumpa jednym dokumentem odcina chińskiego producenta od najnowszej amerykańskiej technologii. Przez to smartfony Huawei nie mają oficjalnego dostępu do usług Google, jak również nie oferują łączności 5G.

Wspominanie P30 Pro jest jak sentymentalna podróż do innych czasów. Przyjrzyjmy się zatem smartfonowi z perspektywy 2024 roku. Czy nadal czuć od niego flagowość?

Huawei P30 Pro – fot. Katarzyna Pura | Tabletowo.pl

P30 Pro w 2024 roku

W przeciwieństwie do Kuby – autora podobnego wpisu z 2023 roku – który mógł pochwalić się mocniejszym wariantem z 8 GB RAM-u i 256 GB pamięci wewnętrznej UFS 2.1, mój egzemplarz ma nieco skromniejszą konfigurację – 6 GB RAM-u i 128 GB miejsca na dane. Zastosowany chipset to oczywiście autorski model HiSilicon Kirin 980.

Jako że w kwestii dostępnej pamięci prawie zawsze „więcej=lepiej” nie dziwi mnie, że Kuba nie miał żadnych zarzutów co do pracy urządzenia. W moim przypadku codzienność udowadnia, że 6 GB w dzisiejszych czasach wymaga, aby raz na jakiś czas smartfon wyrzucił z pamięci podręcznej otwartą w tle aplikację.

Przyznam, że parę razy grając w Slay The Spire musiałem zaczynać od nowa walkę, gdyż aplikacja została „ubita” w tle. To irytujące, kiedy 10-15 minut postępów turowej potyczki jest „zerowane”, bo 6 GB nie wystarcza do podtrzymania wszystkich apek przy życiu. Oczywiście w przypadku działającego YouTube’a czy Spotify, zamknięcie aplikacji w celu oszczędzania pamięci nie wpływa na komfort pracy z urządzeniem.

Zaskakuje mnie natomiast podejście do pamięci wewnętrznej. W komentarzach zdarza się Wam, drodzy czytelnicy, obsmarować jakieś urządzenie za 128 GB miejsca na dane w 2024 roku. W moim przypadku, mimo posiadania skromniejszej kości z pamięcią wewnętrzną, mam jeszcze 54 GB wolnej przestrzeni, a usunięcie kilku, nieużywanych od miesięcy, aplikacji z pewnością uwolniłoby nawet 10 GB miejsca na dane.

huawei p30 pro smartfon
(Źródło: Bartosz Kaja | Tabletowo.pl)

Zanim i mnie się dostanie – zdaję sobie sprawę, że to, jak wykorzystujemy miejsce w telefonie, to kwestia indywidualna. Ktoś, kto nagrywa dużo materiałów wideo telefonem ma pełne prawo ubolewać nad brakiem gniazda microSD we flagowych konstrukcjach, bo jest „skazany” na wybór smartfona z 1 TB pamięcią wewnętrzną. Inna osoba nie ufa rozwiązaniom chmurowym i nie przesyła plików na Google Drive czy inną platformę. Niemniej jednak, mniejsza ilość RAM-u i pamięci wewnętrznej to akurat najmniejsze zmartwienie P30 Pro w 2024 roku.

Płynność jak w iPhonie

Przez ostatnich 5 lat nic się tak mocno nie zestarzało, jak ekrany. Xiaomi Mi 9, Samsung Galaxy S10+, OPPO Find X2 czy Huawei P30 Pro – wszystkie te smartfony uchodziły za reprezentantów flagowej półki. Dzisiaj rozdzielczość Full HD i OLED znajdziemy już w smartfonach, których cena lekko przekracza pułap 1000 złotych. Oczywiście, to nie rozdzielczość czy technologia, w jakiej wykonano panel, jest kluczowa w tym rozdziale, a częstotliwość odświeżania.

W ostatnich miesiącach miałem okazję korzystać z niedrogich urządzeń z Androidem i to właśnie brak wyższej częstotliwości odświeżania najbardziej bolał przy powrocie P30 Pro. „Gdzie się podziała moja płynność?”. Aplikacje uruchamiały się równie szybko, jednak przewijając Galerię czy ściankę na Facebooku czułem, że coś jest nie tak.

Jasność czy rozdzielczość ekranu nadal się broni. Częstotliwość odświeżania niekoniecznie (fot. Katarzyna Pura | Tabletowo.pl)

Dziś smartfony z ekranem o odświeżaniu tylko 60 Hz to gatunek niemal wymarły. I bardzo dobrze. Jeżeli ktoś chce, może wymusić stosowanie niższej wartości odświeżania, aby urządzenie dłużej działało na jednym ładowaniu. Część flagowych urządzeń stosuje także wyświetlacze LTPO OLED, które potrafią, w zależności od scenariusza, niezauważalnie sterować odświeżaniem w zakresie od 1 do 120 Hz, co również pomaga uzyskać lepszy czas pracy z dala od ładowarki.

Przy okazji – nie sposób też nie zwrócić uwagi na wymierający gatunek urządzeń z głośnikiem mono, do których należy bohater tekstu. Wciąż pojawiają się pojedyncze modele, gdzie producent poskąpił na audio w stereo, ale widać, że klienci chcą, aby smartfon w trakcie oglądania filmów lub słuchania muzyki grał symetrycznie. Nie sądzę, aby był to kluczowy parametr przy wyborze urządzenia, jednak jest to jeden ze „słyszalnych” dowodów, że P30 Pro to niemłody sprzęt.

Trzynastki nie będzie

Pisząc rocznicowy tekst o Huawei P30 Pro w 2023 roku Kuba sądził, że urządzenie czeka jeszcze kilka miesięcy wsparcia. Trudno jest jednak przewidzieć przyszłość, a tym bardziej działania producentów smartfonów. To, co dla nas wydaje się logiczne, dla nich może być irracjonalne. Okazało się, że łatka 12.0.0.149 z lutego 2023 roku była ostatnią aktualizacją smartfona.

Dlaczego P30 Pro zatrzymało się na EMUI 12 i aktualizacji z początku 2023 roku? Kuba sugerował, że uśmiercenie tego telefonu byłoby z perspektywy użytkowników strzałem w kolano. Ja to widzę z innej strony – właściciele P30 Pro mogliby używać go o wiele dłużej, gdyby nie „straszak” w postaci starego systemu i braku poprawek zabezpieczeń.

Z nieco innej beczki: jakiś czas temu chciałem pobrać sobie film z HBO Max. Okazało się, że po którejś aktualizacji aplikacja przestała być wspierana przez P30 Pro. Jeżeli ktoś namiętnie ogląda „Grę o Tron” lub chce zabrać ze sobą na wakacje pobrane „The Last of Us”, może się w podobnej sytuacji grubo zdziwić. Z czasem lista niewspieranych aplikacji będzie z pewnością rosnąć, a trzymanie się kurczowo starego urządzenia zacznie być zwyczajnie upierdliwe. Ciekawe, czy Huawei liczy, że takie osoby przesiądą się na Huawei P60 Pro czy Huawei P70 Pro, którego premiera zbliża się wielkimi krokami.

Czy jest się czym bronić?

Archaiczny ekran, głośniki mono, brak aktualizacji i starzejąca się specyfikacja. Czy jest coś, czym Huawei P30 Pro może się jeszcze obronić w 2024 roku? Tak – zestawem aparatów.

Dostęp do głównej matrycy 40 Mpix o przysłonie f/1.6, peryskopu z 5-krotnym zoomem i ultraszerokiego kąta z sensorem 20 Mpix robi wrażenie nawet dziś. Chciałoby się może ponagrywać materiały wideo w 4K i 60 klatkach na sekundę, ale takiej opcji nie mają dziś nawet niektóre urządzenia wycenione na ponad 3000 złotych.

Zresztą, co ja Wam będę oczy mydlił. Poniżej macie zdjęcia z nowego smartfona do 1000 złotych, Huawei P30 Pro oraz zeszłorocznego flagowca. Polecam w ramach zabawy przyjrzeć się zdjęciom, a dopiero potem przejść na koniec tekstu, gdzie zdradzam, który zestaw zdjęć należy, do którego smartfona.

Zdjęcia zostały wykonane w trybie auto lub z włączonym trybem nocnym, bez jakiejkolwiek korekty w programach graficznych.

Co myślę o Huawei P30 Pro w 2024 roku?

Łut szczęścia sprawił, że dziś piszę dla Was ten tekst. Pod koniec października 2023 roku byłem bowiem gotowy na przesiadkę na Xiaomi 13T, po testach mocniejszego wariantu Pro. Tak się jednak złożyło, że moje zamówienie zostało zgubione przez firmę kurierską, a promocje z okazji premiery urządzenia przepadły. Mi przy okazji odechciało się przesiadki i postanowiłem poczekać jeszcze trochę.

huawei p30 pro smartfon
Cóż, każde szklane plecki mogą się poddać w starciu z podłogą. Inna sprawa, że tak błyszczące, śliskie i palcujące się tyły to coraz rzadszy widok (Bartosz Kaja | Tabletowo.pl)

W 2024 roku jestem pewien, że dni Huawei P30 Pro w moich rękach są policzone. Testując nowe smartfony za 1000 złotych, które miejscami są lepsze niż 5-letni flagowiec czuję, że coraz trudniej wraca mi się do prywatnego urządzenia. Część znajomych, która dotychczas pozostawała wierna wiekowej konstrukcji, już od jakiegoś czasu pyta się o polecajki smartfonowe, więc wiem, że nie jestem jedyną osobą, która będzie przechodzić przez trudny wybór następcy.

Nie chciałbym oczywiście zakończyć tego tekstu w smutnym tonie. Sparafrazuję zatem to, co napisałem na początku – gdyby ktoś dziś napisał książkę o legendarnych telefonach, Huawei P30 Pro musiałby się w niej znaleźć. Dlaczego?

Ponieważ najtrudniej jest zastąpić ideał. A Huawei P30 Pro jest dla mnie symbolem idealnego smartfona w dniu premiery. Nie był może najbardziej wypasiony i nie każdy fragment specyfikacji bronił się dwa lata po debiucie, ale uwzględniając to, ile trzeba było zapłacić za urządzenie na start (cena zaczynała się od 3799 złotych), a ile otrzymywaliśmy w zamian, stanowiło idealny balans pomiędzy ceną a jakością.

P30 Pro to też znak „dorosłości” branży smartfonów. Od lat mówi się, że nowe urządzenia to już tylko gonienie cyferek i dorzucanie funkcji, z których skorzystamy kilka razy w trakcie całego cyklu użytkowania smartfona. Flagowy Huawei z 2019 roku nie ma funkcji zasilanych AI, ekranu o rozdzielczości 8K i 2 milionów punktów w syntetycznych testach.

Ma za to zadowalający zestaw aparatów, jest wodoodporny, dobrze wygląda (chyba, że ubrudzimy plecki lub stłuczemy je przez przypadek ;)), przez większość czasu działa bezproblemowo i nie rujnował budżetu domowego. Ujmując to najkrócej jak się da – wzór smartfona.

A co do obiecanego odkrycia kart w sprawie aparatów – telefon nr 1 to Sony Xperia 1 V, numer 2 to Huawei P30 Pro, a numer 3 to Tecno Spark 20 Pro+, którego recenzja wkrótce pojawi się na Tabletowo. Zgadliście, która kolumna należała do bohatera tekstu?