Banki w polskich rękach

Udomowienie banków byłoby wielkim eksperymentem. W wersji ekonomistów być może ciekawym i z dużym potencjałem sukcesu. W wersji polityków – najeżonym potężnymi rafami – zauważa publicysta „Rzeczpospolitej”.

Publikacja: 29.07.2013 21:09

Marcin Piasecki

Marcin Piasecki

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompala Waldemar Kompala

Repolonizacja, udomowienie czy po prostu – banki w Polsce w polskich rękach. Już widać, że tego rodzaju hasła wrócą na sztandary, gdy po wakacyjnym zastoju sezon polityczny rozgrzeje się w naszym kraju na całego. Sygnał dał już zresztą Adam Lipiński, wiceprezes PiS, który stwierdził niedawno w wywiadzie, że udomawiać banki trzeba i to w znaczącym procencie. Uznał to za jeden z najbardziej istotnych celów gospodarczych głównej partii opozycyjnej. To nie może być przypadek.

Dyskusja ekonomistów

W Polsce około 60 proc. sektora bankowego pozostaje pod kontrolą kapitału zagranicznego. Odsetek ten zresztą się zmniejsza – jeszcze niedawno było to 70 proc. – i bez pomocy polityków. Czy kapitał zagraniczny w polskich bankach stanowi jakiś problem?

Od kilku już lat trwa na ten temat ciekawa skądinąd dyskusja ekonomistów. Upraszczając nieco, podstawowy argument „za” udomowieniem opiera się na doświadczeniu z przeszłości, z najbardziej ostrej fazy kryzysu finansowego. Wówczas funkcjonujące w Polsce spółki córki banków zagranicznych dosyć istotnie ograniczyły np. akcję kredytową w przeciwieństwie do banków z polskim kapitałem. Rodzi to też obawy na przyszłość, jakie będą zalecenia central banków w momencie, gdy mocno wzrastają wymogi kapitałowe, a duża część międzynarodowych graczy po prostu ich nie spełnia. Czy nie będą poprawiać swoich wskaźników kosztem lokalnych rynków?

Ekonomiści wskazują też na przykład, że warto zastanowić się na kapitałem rozproszonym jako formułą właścicielską dla banków, o ile któreś z nich zostaną wystawione na sprzedaż. Zastanawiają się nad możliwościami wejścia do gry funduszy private equity i tak dalej.
Niekoniecznie zatem chodzi o dominację polskiego kapitału w strukturze właścicielskiej, ale o to, żeby centrum decyzyjne dla instytucji finansowych pozostawało w Polsce.

Jak wspomniałem, dyskusja całkiem ciekawa. Tylko jak przełożyć ekonomiczne subtelności na retorykę polityczną? Tutaj rodzi się problem i to problem nierozwiązywalny.

Ekonomicznych subtelności nie da się wciągnąć na sztandary. Dlatego publiczność będzie skazana na prymitywne hasła typu: banki muszą wrócić w polskie ręce.

Pomysły znad Dunaju

Pytanie, na ile w ogóle jest to realne. Pewnym przykładem mogą służyć Węgry. Już jakiś czas temu premier Viktor Orban zapowiedział, że przynajmniej połowa tamtejszego sektora bankowego ma być w węgierskich rękach. Lecz pojawiły się niejakie trudności.

Z bardziej zdecydowanych działań w tym kierunku można tylko wymienić próbę wzmocnienia banków spółdzielczych – co oczywiście nie zmieniło krajobrazu właścicielskiego sektora. Część ekspertów sądzi, że obłożenie banków nowymi podatkami – co właśnie dzieje się na Węgrzech – może na tyle zniechęcić zagranicznych inwestorów, że zaczną na poważnie rozważać pozbycie się swoich tamtejszych banków. A wtedy otworzy się droga do naddunajskiej wersji udomowienia branży.

U nas proces udomowienia również zależy od stopnia determinacji tej czy innej ekipy politycznej. Z jednym ważnym zastrzeżeniem: z licznych wypowiedzi polityków, w tym Adama Lipińskiego, wynika, że repolonizacja banków oznacza przejęcie, choćby pośrednio, kontroli nad nimi przez państwo. Dlatego nie chodzi o osiągnięcia prywatnych polskich banków, takich jak Getin, które przejęły ostatnio kilka spółek córek zagranicznych instytucji finansowych.

Czyli kontrola państwa. Ale nad kim? Jest kilka instytucji, które mogą zostać wystawione na sprzedaż przez swoich właścicieli, takie jak Bank Millennium czy BGŻ. Być może będzie ich więcej.

Za czyje pieniądze? Oczywiście przede wszystkim największych spółek pozostających pod kontrolą Skarbu Państwa. I nie chodzi tutaj o bank PKO BP, który – nawiasem mówiąc – zawarł całkiem udaną transakcję kupna polskiej spółki banku Nordea.

Ambicje naszych polityków

Nagle może się okazać, że instytucje finansowe są po prostu niezbędne firmom energetycznym czy paliwowym będącym we władaniu skarbu. I co z tego, że firmy te nie miały ani planów, ani jakiegokolwiek doświadczenia, jeżeli chodzi o branżę finansową? Synergie zawsze da się wymyślić lub znaleźć. Ważne, by firmy te miały pieniądze, i to niemałe, na udomowianie.

Brzmi to oczywiście trochę jak science fiction, ale warto jednak pamiętać o ambicjach polityków i o coraz mocniejszym trendzie w postaci zwiększania roli państwa w gospodarce. Warto zatem zapytać dalej, czy to rzeczywiście będzie tak źle, że za pieniądze tych czy innych państwowych spółek zostanie kupiony ten czy inny bank. Centrala w Polsce, akcja kredytowa rozwijana bez instrukcji z zagranicy, samodzielność – przecież w zasadzie o to chodziło.

Owszem, należałoby przyklasnąć, gdyby wszystko miało wyglądać tak pięknie. Ale nie miejmy złudzeń, że w ten sposób udomowione banki ominą plagi, które od lat wiążą się z własnością skarbu – desant na posady i powstawanie z martwych menedżerów, którzy zjedli zęby na państwowych posadach. Co oczywiście rodzi pytanie o jakość zarządzania w przejętych instytucjach.

To jednak jeszcze w pewnym sensie pół biedy. Gorzej, jeżeli te instytucje miałyby się stać narzędziem gospodarczej polityki państwa. A ta ma swoje wzloty i upadki, dlatego nietrudno sobie wyobrazić nacisk na chociażby rozszerzanie akcji kredytowej. Gdyby do tego doszło, jedyny ratunek w regulatorze…

Udomowienie byłoby wielkim eksperymentem. W wersji ekonomistów, być może ciekawym i z całkiem dużym potencjałem sukcesu. W wersji polityków – najeżonym potężnymi rafami. Tylko że jeżeli do tego całego procesu dojdzie, to ci ostatni pewnie będą górą.

Repolonizacja, udomowienie czy po prostu – banki w Polsce w polskich rękach. Już widać, że tego rodzaju hasła wrócą na sztandary, gdy po wakacyjnym zastoju sezon polityczny rozgrzeje się w naszym kraju na całego. Sygnał dał już zresztą Adam Lipiński, wiceprezes PiS, który stwierdził niedawno w wywiadzie, że udomawiać banki trzeba i to w znaczącym procencie. Uznał to za jeden z najbardziej istotnych celów gospodarczych głównej partii opozycyjnej. To nie może być przypadek.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Arak: Po 20 latach w UE musimy nauczyć się budować koalicje
Opinie polityczno - społeczne
Przemysław Prekiel: Krótka ławka Lewicy
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem