godzilla minus one oscary 2024
LINKI AFILIACYJNE

Godzilla Minus One skompromitowała Hollywood

9 minut czytania
Komentarze

Za nami 96. gala wręczenia nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej. Oscary 2024 były obiektywnie rzecz biorąc najciekawszą ceremonią od lat. Choć nie obyło się od przewidywalnych zwycięstw, to jedno zwraca szczególnie uwagę. Chodzi o film nagrodzony w kategorii „Najlepsze efekty specjalnie”, czyli Godzilla Minus One.

Godzilla Minus One kontra Hollywood

Kadr z filmu Godzilla Minus one. Potężny i groźny potwór o łuskowatej skórze ryczy, otoczony przez pył i unoszące się iskry.
Fot. Toho / materiały prasowe

Dlaczego wyżej wymieniona kategoria „Najlepsze efekty specjalnie” okazała się tak wyjątkowa i ważna? Dlatego, że po raz pierwszy od niepamiętnych czasów, a nie wiem czy w ogóle nie po raz pierwszy w historii, nagroda za najlepsze efekty powędrowała do filmu zagranicznego – „Godzilla Minus One”.

To pierwszy aspekt tej sytuacji. Hollywood od zawsze uchodziło, przynajmniej do niedawna, za miejsce, gdzie, przynajmniej od strony formalnej powstają, najlepsze filmy. Konkretniej w dziedzinie efektów specjalnych, CGI, motion capture itd., Fabryka Snów w USA nie miała sobie równych. Właściwie każdy wiedział, że gdy ogląda wielkie hollywoodzkie widowisko to nawet jeśli ono rozczaruje jako film sam w sobie, na poziomie scenariusza czy aktorsko, to nikt inny na świecie nie zrobi lepszych efektów specjalnych. To był do niedawna ostatni bastion amerykańskiego przemysłu filmowego, który wydawał się nie do pobicia. No właśnie, do niedawna.

Kadr z filmu Godzilla Minus One
Efekty w Godzilla Minus One. Fot. Toho / materiały prasowe

Okazuje się, że „Godzilla Minus One”, film z Japonii, może jednak mieć lepsze efekty wizualne niż całe zastępy hollywoodzkich blockbusterów. Już sam fakt nominacji dla tej produkcji wiele mówi o stanie współczesnego Hollywood. Przypomnę tylko, że w 2023 roku w kinach można było oglądać takie widowiska, mocno oparte na efektach specjalnych, jak: „Aquaman 2”, „Szybcy i wściekli 10”, „The Flash”, „Marvels”, „Ant-Man i Osa: Kwantomania”, „Blue Beetle”, „Transformers: Narodziny bestii”, „Indiana Jones i artefakt przeznaczenia”, „Mission: Impossible: Dead Reckoning” i „Strażnicy Galaktyki vol. 3”.

ant man 3 cgi
Kadr z filmu Ant-Man i Osa: Kwantomania. Fot. Disney / materiały dystrybutora

Większość z tych filmów nie była nawet nominowana do Oscara. Większość też kosztowała około 200 mln dol. I tyleż samo, pomimo tych wielkich budżetów, rozczarowywało także pod względem efektów specjalnych, które często wypadały sztucznie, amatorsko, niektóre z nich przypominały bardziej biegunkę jaskrawych kolorów niż jakkolwiek rozumiane efekty specjalne.

Jedne wyglądały jakby wyjęto je rodem z początku lat 2000 albo niskobudżetowego filmu klasy C kierowanego na rynek VOD, drugie, nawet jeśli prezentowały się dobrze od strony tekstur, to były po prostu kiczowate. I nie narzekam tu wcale na jakieś małe studia, tylko filmy Disneya czy Warner Bros., a więc największych graczy na rynku filmowym.

modok ant man
Kadr z filmu Ant-Man i Osa: Kwantomania. Fot. Disney / materiały dystrybutora

Chwilami można odnieść wrażenie, gdy ogląda się sporą część wyżej wymienionych filmów, że efekty do nich, i w ogóle całą warstwę wizualną, robili ludzie, którzy chyba myśleli, że tworzą produkcje dla serwisu streamingowego, i że ludzie będą je oglądali na małych ekranach i nie zauważą tych wizualnych „potworków”.

Nominacja i zwycięstwo filmu „Godzilla Minus One” w kategorii „Najlepsze efekty specjalne” to powinien być kubeł zimnej wody na Hollywood. Amerykańskie kino z jakiegoś powodu osiadło na laurach i z góry założyło, że może dać widzom cokolwiek i oni to z wdzięcznością i uśmiechem zaakceptują. Doszło do tego, że pamiętam filmy sprzed 10 czy nawet 15 lat, które miały lepsze efekty specjalne niż filmy z 2023 roku za ponad 200 mln dol.

Nadchodzi nowa era Hollywood?

the flash efekty specjalne
Kadr z filmu Flash. Fot. Warner Bros. / materiały prasowe

Dodatkowym aspektem, który powinien zawstydzić Hollywood do czerwoności, jest fakt, że „Godzilla Minus One” nie tylko zdobyło Oscara za najlepsze efekty specjalne, bo wiadomo, nagrody bywają subiektywne, nawet jeśli przyznaje je kolektyw. Patrząc gołym okiem i porównując hollywoodzkie blockbustery do japońskiej Godzilli jest ewidentnym faktem, że „Godzilla” ma lepsze, bardziej dopracowane i robiące kolosalne wrażenie na widzu efekty specjalne. Choć też pamiętajmy, że Oscary przyznawane są nie przez fanów/widzów, tylko przez branżę filmową, a więc m.in. ci, którzy znają się na efektach specjalnych i sami je tworzą, wybierają zwycięzcę. To powinno podwójne zaboleć.

Plakat filmu Godzilla Minus One.
Fot. Toho / materiały prasowe

Mnie jednak najbardziej szokuje fakt związany z tym, ile film „Godzilla Minus One” kosztował. A ile? Budżet szacuje się na… uwaga… 10-12 mln dol. To ponad 10, a w niektórych przypadkach prawie 20 (!) razy mniej niż np. „Marvels” czy „Flash” albo nowy „Indiana Jones”. Już od jakiegoś czasu budżety hollywoodzkich produkcji rosną do absurdalnych rozmiarów, do teraz można było się zasłaniać tym, że tyle trzeba było wydać na CGI itd. Okazuje się, że nie trzeba tyle wydawać.

Co więcej, wystarczy raptem 10 mln dol. by stworzyć film, który będzie miał dopracowane efekty wizualne niemal do perfekcji i, jak widać, dostanie za nie Oscara. Oczywiście należy wziąć poprawkę na to, że zapewne inne pieniądze zarabia się w Hollywood, a inne w Japonii za podobną pracę. Nie zdziwiłbym się też, gdyby się okazało, że Japończycy pracowali przy tym filmie, robiąc jakieś nieludzkie nadgodziny, skupiając się na jak najbardziej perfekcyjnym wykończeniu wszystkiego poświęcając czas na życie prywatne. Jeśli posługuję się tu pustym stereotypem i to nieprawda to tym bardziej się ucieszę z tego faktu.

Przeczytaj także: Diuna – co wydarzy się po części drugiej? Przedstawiamy dalsze losy Paula Atrydy.

Tak czy tak, na pewno japońscy filmowcy nie zarabiają takich samych pieniędzy, co ich amerykańscy odpowiednicy w Hollywood. Ale nawet biorąc to pod uwagę wcale nie usprawiedliwia to tego co się obecnie wyprawia w Fabryce Snów. Może w warunkach amerykańskich taka „Godzilla Minus One” nie mogłaby kosztować 10 mln dol., ale np. 80? Budżet „Godzilli Minus One” to nawet nie jest połowa samej tylko gaży np. Roberta Downeya Jr. Co też jest sporym problemem Hollywood.

Zarabianie tak ogromnych pieniędzy za kilka tygodni pracy jako aktor jest wręcz niemoralne. Oczywiście po części rozumiem, skąd się to bierze, bo skoro studio zarabia miliardy, to czemu aktor grający główną rolę nie może dostać i tak w porównaniu z przychodami studia małego procenta od tej kwoty?

Godzilla Minus One kompromituje Hollywood

W każdym razie nie zmienia to faktu, że sukces filmu „Godzilla Minus One”, co tu dużo mówić, skompromitował Hollywood. I nie jest to jedyny przykład na to, że widowiskowe filmy muszą kosztować setki milionów dolarów, bo inaczej nie da się mieć dobrej warstwy wizualnej. Dowodem na to jest też inny nominowany do Oscara 2024 w kategorii „Najlepsze efekty specjalnie” film – „Twórca”. Nie jest to wprawdzie w pełni udane dzieło, ale rzeczywiście od strony wizualnej sprawia wrażenie produkcji, która dotąd w Hollywood kosztowała przynajmniej 150 mln dol. „Twórca” tymczasem kosztował 80 mln dol.

tworca recenzja filmu sci fi 2023
Fot. Disney / materiały prasowe

Obecna na ekranach naszych kin „Diuna: Część druga” wprawdzie budżet już miała „standardowo” duży, bo ok. 190 mln dol., ale tutaj też należy wziąć pod uwagę fakt, że mamy do czynienia z filmem z ogromnym rozmachem scenograficznym z dużą obsadą oraz trwającym prawie 3 godziny. To rzadki ostatnio przypadek, w którym ten budżet jest przynajmniej widoczny na ekranie. Nie zmienia to jednak faktu, że coś się musi zmienić w Hollywood. Szczególnie, że amerykańska branża filmowa zapędziła się trochę w kozi róg, pompując ogromne budżety w swoje produkcje, które przez to muszą zarabiać nierzadko miliardy dolarów, by nie tylko się zwrócić, ale i coś zarobić, bo mało któremu producentowi chodzi o zwrot kosztów – oni chcą zarabiać.

Przeczytaj także: Diuna, Pogorzelisko, Sicario i cała reszta. Najlepsze filmy Denisa Villeneuve.

Powyższe przykłady pokazują, że filmy naprawdę nie muszą kosztować ogromnych kwot, by mogły powstać. Widzowie nieraz boleśnie nauczyli się też już chyba, że wielkie budżety, niestety, nie gwarantują nawet dobrych efektów specjalnych, a tym bardziej dobrego filmu, nawet rozrywkowego. Do tego to podejście do efektów specjalnych, bardzo niedbałe, by nie powiedzieć olewcze, także względem widza, jest swego rodzaju odzwierciedleniem podejścia Hollywood do kina w ogóle w chwili obecnej. W 2023 roku widzieliśmy rekordową liczbę naprawdę złych blockbusterów. One nawet nie bronią się jako filmy komercyjne, bo spora część z nich okazała się jednymi z największych klap w historii branży filmowej, nie da się też o nich powiedzieć, że można się na nich dobrze bawić.

To, co oglądaliśmy w wysokobudżetowym kinie ostatnio to produkcje, które przypominały twory robione przez AI, albo co najwyżej przez legiony wysoko opłacanych partaczy. To się musi zmienić. W nomenklaturze hollywoodzkiej koszta „Godzilla Minus One” zakwalifikowałyby ten film do grona produkcji niskobudżetowych. Za takie kwoty tworzy się w Stanach niezależne, skromne dramaty. Ewidentnie nadchodzi moment, w którym będzie trzeba to wszystko przemyśleć i przebudować na nowo. Inaczej Hollywood, które i tak jest obecnie w kiepskiej sytuacji finansowej, czekają mroczne czasy. To się oczywiście nie wydarzy od razu. Jeszcze marcu czeka nas premiera amerykańskiej wersji Godzilli, a konkretnie filmu „Godzilla i Kong: Nowe imperium”. Budżet? 200 mln dol…

Źródło: IMDB / opracowanie własne. Zdjęcie otwierające: Toho / materiały prasowe

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw