Wydanie 33 z dnia 16 sierpnia 2006 r. (2006-08-16)

Nasze miody mają swoją markę. Słodzą podniebienia Europy i Stanów Zjednoczonych. Świat ceni je, bo są smaczne i ekologiczne. Mogą być szansą dla naszego regionu...

MIODY ROZTOCZA

Aktywna, nierojliwa i z rodowodem  – taka musi być królowa. Obrotny, doświadczony i cierpliwy – to cechy dobrego pszczelarza. Pachnący, odżywczy, najlepszy – taki będzie miód. I taki jest – ten z  Roztocza.  

 

 

- Macie skarb. Bezcenny i absolutnie unikalny w skali europejskiej. Miody -  nie tylko smaczne, ale przede wszystkim wolne od chemii, powstałe na naturalnych, wyjątkowo aromatycznych pożytkach - podkreśla dr Grzegorz Russak, prezes Polskiej Izby Produktu Regionalnego i Lokalnego. -Taki produkt należy chronić. Nim trzeba otwierać drzwi na światowe rynki.

Dziś miody przeżywają swój renesans, zarówno w Polce, jak i za granicą.  Powracają z zapomnienia, tryumfalnie wkraczają na stoły i do spiżarni smakoszy. Wytworami z miodu zapełniają się domowe apteczki.

Polska słynęła niegdyś z miodu i wosku, była potęgą w Europie, uchodziła za kraj „mlekiem i miodem" płynący. Bartnicy, którzy wspinali się na wysokie drzewa, dłubali w nich barcie i tam „chowali" pszczoły cieszyli się powszechnym szacunkiem. Korzystali ze szczególnej opieki prawnej (posiadali spisane prawo bartne). Można powiedzieć, że stanowili grupę wybraną i chronioną. O tym, jak bardzo byli uprzywilejowani świadczy choćby kara, jaka groziła za zniszczenie barci lub kradzież pszczół. Była to kara śmierci. Miód, który wytwarzali, głównie w nieprzebytej Puszczy Solskiej, był rarytasem. Trafiał tylko na książęce i królewskie stoły. Z kolei polski wosk pszczeli był jednym z ważniejszych strażników cywilizacji europejskiej. Wykonane z niego świece oświetlały dwory, zamki i klasztory. Z naszego wosku cała Europa odciskała pieczęcie na wszystkich dokumentach urzędowych aż do XVIII wieku. Z czasem bartnictwo zaczęło odchodzić w przeszłość, ludzie zakładali pasieki blisko własnych domostw. I choć koleje „pszczelaczenia" były różne, a miód raz cieszył się popularnością, raz zostawał w cieniu innych specjałów, to tradycje pszczelarskie na naszym terenie cały czas były żywe. Dziś  Zamojszczyzna jest miodowym zagłębiem. Tu działa najstarsze i największe w Polsce zrzeszenie producentów miodu - Roztoczański Związek Pszczelarzy w Tomaszowie Lubelskim. Skupia blisko 2,5 tys. pszczelarzy, którzy mają ponad 63 tys. rodzin pszczelich (dla porównania drugi, równie ważny region pszczelarski w okolicach Olsztyna ma 35 tys. rodzin, pszczelarze z Kielecczyzny i Szczecińskiego - po 28 tys.). Miody z Roztocza w naturalny sposób wpisują się w modę na zdrową żywność. Trafiają na stoły w całej Polsce.

- I świat nas kupuje - cieszy się Adam Wiśniewski, dyrektor RZP. - Teraz w bogatych krajach panuje moda na produkty ekologiczne. Popularnością cieszy się zdrowy i wolny od chemii miód. Właśnie taki mamy na Roztoczu. Smakuje Niemcom, Francuzom, Grekom, Hiszpanom, Anglikom i Litwinom. Zajadają się nim Amerykanie.  

Związek skupuje od pszczelarzy i rozlewa 4 najbardziej popularne gatunki miodów: gryczany, lipowy, wielokwiatowy i spadziowy.

Najstarszy i najbardziej aromatyczny jest gryczany. Powstaje w pasiekach pod Tarnogrodem, Biszczą, Obszą, Biłgorajem i Turobinem.

- Jaka rozkosz, istny cud natury - oceniał smak gryczanego znawca kuchni i gawędziarz Robert Makłowicz. Gdy niespełna rok temu był w Biszczy, poczęstowano go pajdą domowego chleba posmarowaną obficie miodem z gryki. Okoliczni pszczelarze to zapamiętali i chętnie powtarzają, zachwalając walory swego specjału. Mistrz miał rację. Ciemnobrązowy, o bardzo wyraźnym zapachu kwiatów gryki. Smakowity, o ostrym smaku. 

Walory gryczanego doceniała już znawczyni polskiej kuchni Lucyna Ćwierciakiewiczowa. W swojej książce „Jedyne praktyczne przepisy" podkreślała, że nie ma lepszego piernika ponad ten z dodatkiem miodu gryczanego. Ten specjał z gryki był rzeczą tak cenną, że stanowił część posagu panny młodej.  

Dziś właśnie z gryczanego produkowane są najlepsze miody pitne.

- Dwójniak z naszego miodu zawiózł do Kopenhagi premier Leszek Miller. Trunek łagodził rozmowy podczas negocjacji w sprawie przystąpienia Polski do UE - mówi dyrektor Wiśniewski.

Produktem sztandarowym roztoczańskich pszczelarzy jest miód spadziowy (nektar stanowi mieszankę wydalin, np. mszyc i soku roślin), produkowany najczęściej na pożytkach jodłowych w Roztoczańskim Parku Narodowym. Kilka lat temu miodem spadziowym z Roztocza zainteresowali się Niemcy.

- Gdy pszczelarze dostawali za kilogram miodu spadziowego 12 zł, kontrahenci zza Odry dawali nam 22 zł. To był dopiero zysk. Teraz jest mniejszy zarobek, ale i tak się opłaca - ocenia Wiśniewski.

Rocznie do Niemiec z Tomaszowa eksportuje się ponad 100 ton spadziowego. I co ciekawe, zachodni odbiorca kupuje go hurtem i sprzedaje jako niemiecki. Najpierw była to marka: „Braunschweik", teraz „Deutsche Honig", a ostatnio nawet przed nazwą pojawia się dopisek „erste" (co oznacza, że miód jest wyłącznie niemiecki).  

Miody wielokwiatowe (konfekcjonowane w Tomaszowie) pod nazwą „Honey" kupują Amerykanie, miód „Tilleul" (spadziowy), „Toutes fleurs" (wielokwiatowy) i „Sarrasin" (gryczany) trafia do Francji, zaś „Medus" na Litwę. Miody z Roztocza sprzedawane są też do Grecji i Hiszpanii. 

- Miód żywi i leczy - głosi Marian Śliczniak z Mokregolipia, który wraz z żoną Ireną oraz córkami i zięciem prowadzi gospodarstwo pasieczne „Ulik". Nie na darmo w swojej ofercie przytacza maksymę Hipokratesa (zostawił ponad 300 przepisów na leczenie miodem): „Dobrze jest, kiedy pokarm jest lekiem, a lek pokarmem".

- Na dobry miód można także złapać żonę - mówi z przekonaniem. - Ja swoją wielokwiatem wziąłem (gdy się poznali, on był inspektorem od pszczół w Spółdzielni Ogrodniczo-Pszczelarskiej w Zamościu, miał pasiekę po ojcu). Pożytek z tego był taki, że teraz razem od lat kręcimy miody, jakie tylko pod słońcem.

Pszczelarze z „Ulika" mają pasiekę wędrowną. Wożą ule na najróżniejsze pożytki, od wczesnej wiosny do jesieni (robi tak każdy, kto chce mieć zyski i dobry miód) - do kwitnących sadów, na pola rzepakowe, gryczane, na pożytki lipowe, akacjowe, mniszkowe, gorczycowe, spadziowe. Ich specjalnością jest miód fasolowy, z nektaru kwiatów fasoli tyczkowej „Piękny Jaś", uprawianej masowo w rejonie Radecznicy, Szczebrzeszyna, Sąsiadki, Kawęczyna, Gorajca, Mokregolipia. To tu występuje wyjątkowy klimat, jakiego nie mają inne zakątki Polski. To obszar o najmniejszym zachmurzeniu i największym nasłonecznieniu od czerwca do września. A okres wegetacji fasoli przypada właśnie w tym, czyli najlepszym czasie. 

Od września ub. roku „fasolowy" Śliczniaków trafił na krajową listę produktów tradycyjnych. Obok sękacza podlaskiego, miodów pitnych (półtoraka, dwójniaka, trójniaka, czwórniaka) z lubelskiej spółdzielni „Apis", śliwowicy i jabłek łąckich, bryndzy podhalańskiej czy oscypka.

- Miód fasolowy jest jak cudowny eliksir. Słodki, ale nie nudny, lekko kwaskowaty i ostry. Doskonały na serce. Wszystko jak u kobiety. I jak go nie pokochać? Jak mu nie dogodzić? - pyta szef „Ulika". I zaraz odpowiada: - Nikt mu się nie oprze. I zabiera się za słoik „fasolowego". Zjada go na raz. Wtedy, jak powiada, czuje się jakby torpeda przeszła przez jego organizm.

„Ulik" stara się także o wprowadzenie na krajową listę produktów tradycyjnych miodu rzepakowego i spadziowego z lasów roztoczańskich.

Jadwiga Hereta

 

 

 

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży


Komentarze

edelina 2006-08-22  14:30

Moim zdaniem to oburzające, że niemcy przywłaszczają sobie -\"erste\" czyjąś pracę. Powinniście Państwo o tym pomyśleć i zastrzec sobie prawa. Poza tym chciałambym dowiedzeć się dlaczego pszczoły robią się coraz bardziej agresywne -to jest fakt niezaprzeczalny.

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem