[b]Zagra pani w czterech spektaklach, w których wezmą udział lekarze poddający panią i dziecko badaniu USG. Nie wolała pani poluzować?[/b]
Zaszycie się w domowych pieleszach jest nie dla mnie. To bardzo indywidualna sprawa. Czy lepiej wszystkie projekty zawiesić, odmówić, przesunąć? Myślałam o tym, kiedy bardzo ciężko pracowałam we wrześniu i październiku, kiedy w ósmym miesiącu ciąży grałam spektakle w Krakowie i przemieszczałam się PKP w fatalnych warunkach, kiedy potem byłam przez dwa tygodnie chora. Ale gdybym przez dziewięć miesięcy siedziała w domu, szlag by mnie trafił. Leżałabym w łóżku i płakała, że wszyscy coś robią, a ja stoję czy leżę w miejscu. Oczywiście czasem chciałam się schować i nic nie reżyserować, nic nie musieć, mieć czas dla siebie, czytać książki, oddać się bardzo zabawnemu syndromowi wicia gniazda. Jednak wydaje mi się, że dobrze się stało, że czas ten minął tak aktywnie. Tak też twierdzi lekarz, który się mną opiekuje. A „Anty-Edyp” jest czystą przyjemnością. Jestem w domu, w Warszawie, pracuję nad tematem, który mnie fascynuje, nad wydarzeniem, którego efekt jest nieprzewidywalny. To duża radość.
[b]Czy premiera nie odbierze dziecku prywatności – nie stanie się ono „celebryckie”?[/b]
Ależ skąd. To pojęcie dotyczy ludzi, którzy zabiegają o specyficzny rodzaj sławy – o jakąkolwiek obecność w jakichkolwiek mediach. Jest mi to zupełnie obce. Poza tym nasz projekt jest niszowy. Chodzi o sztukę, a nie o pokazywanie aktorki w ciąży czy jej dziecka. Wierzę, że przyjdą ludzie zainteresowani tą stroną przedsięwzięcia, a nie żądni sensacji. Bo tej nie ma. Jest aktorka w ciąży, która mówi fragmenty „Króla Edypa” Sofoklesa, pism Zygmunta Freuda oraz książki „Anty-Edyp” Deleuze’a i Guattariego. Podsłuchujemy, jak bije serce moje i dziecka. To wszystko. Nie chodzi o obnażanie prywatności, o przekraczanie granic, tylko o zderzenie teatru, medycyny, muzyki oraz filozofii i sprawdzenie w czasie rzeczywistym, co z tego wynika. Ja „pracowałam” z mamą w Instytucie Badań Jądrowych w Świerku. Czy to lepsze?
[b]Co panią drażni w konwencjach związanych z byciem matką, rodziną, wychowaniem? Co można zmieniać, a co jest niezmienne?[/b]
Drażni mnie wpisywanie macierzyństwa, rodziny i wychowania w funkcjonujące schematy, trudne do zachwiania formy społeczne – te „jedyne prawidłowe”, którym poddają się nawet ich przeciwnicy, żeby mieć spokój. Ślub, wesele, chrzest – seria rytuałów sankcjonujących oraz ulgi w urzędach. Jeśli ktoś jest poza tymi strukturami – stwarza mu się na każdym kroku problemy. Nie potrzebuję tych rytuałów i nie chcę brać w nich udziału. Wiem, że urlop macierzyński jest po to, by chronić kobiety przed nieuczciwymi pracodawcami, ale jeśli ktoś naprawdę nie chce z niego skorzystać – to co? Uważam, że można cokolwiek zmienić, tylko postępując zgodnie z własnym przekonaniem, nie zwracać uwagi na krytykę z zewnątrz, na to, że ktoś powie: „Tak się nie robi”.