Dziewczyna z szafy - recenzja

Znany z kina niezależnego Bodo Kox zrealizował swój profesjonalny debiut. "Dziewczyna z szafy" to rewelacja. Od piątku w kinach – pisze Barbara Hollender

Publikacja: 11.06.2013 18:29

Wojciech Mecwaldowski (Tomek), Magdalena Różańska (Magda) ?i Piotr Głowacki (Jacek) ?tworzą świetny

Wojciech Mecwaldowski (Tomek), Magdalena Różańska (Magda) ?i Piotr Głowacki (Jacek) ?tworzą świetny aktorski tercet

Foto: Kino Świat, Anna Rzepka a.rz. Anna Rzepka

"Dziewczyna z szafy" jest dla mnie odkryciem. To świeży język polskiego kina. Piękny film o byciu innym, samotności, potrzebie miłości. Niebanalnie opowiedziany.

Zobacz galerię zdjęć

Jacek jest informatykiem. Pracuje w domu. Na szczęście, bo trudno mu opuszczać mieszkanie. Opiekuje się upośledzonym umysłowo bratem, którego nie może ani na chwilę zostawić samego. Kiedy wychodzi na spotkanie biznesowe albo na randkę, zostawia Tomka pod opieką sąsiadki – starej zołzy w szlafroku i papilotach, której płaci za wieczór 40 zł.

Na tym samym piętrze skromnego bloku mieszka też Magda. Nie wiemy, co robi i co jej się w życiu przydarzyło. Jest w głębokiej depresji, chowa się przed światem w szafie. Kiedyś zgodzi się „popilnować" Tomka. „Tylko raz" – rzuci Jackowi.

Jednak między dwojgiem outsiderów zrodzi się niezwykła więź. Siedząc razem w ciszy, marząc, czując swoją bliskość, odnajdą sens życia. Ale Tomek jest śmiertelnie chory. Nieoperacyjny guz mózgu pozbawił go kontaktu ze światem, a teraz – rosnąc – skazuje na śmierć.

Ludzie wyobcowani

Bodo Kox zrobił film o ludziach, którzy nie pasują do otaczającej ich rzeczywistości. O wyobcowaniu, ale też ogromnej tęsknocie za bliskością drugiej osoby. W „Dziewczynie z szafy" wszyscy tę tęsknotę odczuwają.

Zamknięta w sobie Magda. Świadomy swego odchodzenia Tomek, który błaga „Nie chcę, żeby bolało", ale staje w korytarzu i uparcie przyciska dzwonek do drzwi Magdy. Jacek, który nie może sobie ułożyć życia, a jednak nigdy nie narzeka: brat jest jego jedyną rodziną, pewnie pamięta go zdrowego, a dziś bardzo nie chce go stracić. O miłości śni także prosty policjant zakochany w dziewczynie.

Jest w filmie Koxa dystans i humor. Wśród trudnej, szarej rzeczywistości, reżyser pozwala sobie na fantazje. Są więc na ekranie wielkie, płynące po niebie zeppeliny – symbole wolności, które widzi Tomek. Są marzenia o szczęściu, gdy w czasie jego wizyt małe mieszkanie Magdy zamienia się w egzotyczny ogród.

I nawet policjant może zeskoczyć z konia i objawić się jako szlachetny bohater westernu w każdej chwili gotowy bronić ukochanej. Te obrazy, świadomie kiczowate, nie są kiczem. Bo w „Dziewczynie z szafy" jest delikatność uczuć. Tak naprawdę bardzo trudno ten film oceniać. Trzeba go przeżyć. Bodo Kox jest w naszej zawodowej kinematografii postacią nową, ale przedtem przez dekadę zdobywał laury jako artysta offowy. Za fabułę „Nie panikuj" dostał nagrodę specjalną jury w sekcji kina niezależnego na festiwalu w Gdyni i wiele wyróżnien zdobytych na przeglądach kina amatorskiego.

Dziś ma 37 lat i dystans zarówno do świata, jak i do siebie. Trudno zrobić z nim „poważny" wywiad, bo nieustannie żartuje. Na zdjęciach wykrzywia twarz, dłubie w nosie, śmieje się. Ale kiedy obserwuje się go na planie, jest inny. Skupiony, uważny.

Amator zawodowcem

Nazywał się Bartosz Koszała. Ale jeszcze jako nastolatek, chcąc zostać gwiazdą rocka, wymyślił sobie pseudonim Bodo Kox. Tak się też podpisywał, gdy 10 lat temu zaczął grać w filmach Piotra i Dominika Matwiejczyków. I kiedy zaczął realizować swoje własne filmy.

W 2006 roku oficjalnie, we wrocławskim Urzędzie Stanu Cywilnego, zmienił imię i nazwisko na Bodo Kox. W jednym z wywiadów powiedział, że człowiek, który pracuje nad sobą, ma prawo przybrać imię i nazwisko, z którym się dobrze czuje i które lepiej oddaje jego osobowość. Dzisiaj reżyser, którego już ochrzczono „dinozaurem offu", zrywa z etykietą „amatora". Nawet formalnie, bo skończył właśnie studia w łódzkiej Filmówce, jest też na kursie reżyserii w szkole Andrzeja Wajdy.

„Dziewczyna w szafie" miała dofinansowanie Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, powstała w warszawskiej Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych. I trzeba powiedzieć, że dyrektor Włodzimierz Niderhaus stworzył debiutantowi znakomite warunki pracy, otaczając go tuzami polskiej kinematografii. Zdjęcia zrobił Arkadiusz Tomiak, scenografię zaprojektował Andrzej Haliński, zmontowała Milena Fiedler, produkcję zorganizował Tadeusz Drewno. A na ekranie świetne, wyraziste kreacje tworzą Piotr Głowacki, Wojciech Mecwaldowski i Magdalena Różańska, wspierani przez innych wykonawców z Erykiem Lubosem w roli policjanta na czele.

I trzeba przyznać, że Bodo Kox swoją szansę wykorzystał. Zrobił film przewrotny. Nowocześnie połączył konwencje, udowodnił, że potrafi osiągnąć coś, co jest domeną najciekawszych twórców: sprawił, że śmiech zamiera widzowi na ustach, a w gardle zaczyna coś drapać.

Kilka miesięcy temu dziennikarz portalu „Na temat" spytał Bodo Koxa, co będzie robił za 10 lat. – Będę wtedy sławnym i bogatym reżyserem kina autorskiego, który chętnie romansuje z komercją, żeby wciągać kokainę z płaskich brzuchów modelek, na jachtach Morza Śródziemnego – odpowiedział reżyser.

Nie wiem, czy jego marzenia się spełnią. I w gruncie rzeczy wcale mu tego nie życzę, bo na dłuższą metę na tych jachtach jest strasznie nudno. A poza tym podejrzewam, że Bodo Kox znacznie lepiej czuje się w wśród zwyczajnych, niezbyt szczęśliwych, samotnych i pełnych tęsknot ludzi, w których potrafi dostrzec wrażliwość i piękno.

"Dziewczyna z szafy" jest dla mnie odkryciem. To świeży język polskiego kina. Piękny film o byciu innym, samotności, potrzebie miłości. Niebanalnie opowiedziany.

Zobacz galerię zdjęć

Pozostało 96% artykułu
Film
#Dzień 2 - Na szlaku Wilsona
Film
Rusza 17. edycja Międzynarodowego Festiwalu Kina Niezależnego Mastercard OFF CAMERA
Film
Gala Otwarcia Mastercard OFF CAMERA
Film
Marcin Dorociński z kolejną rolą w Hollywood. W jakiej produkcji pojawi się aktor?
Film
Rekomendacje filmowe na weekend: Sport i namiętności