6 sierpnia 2006 roku - ta data na zawsze zapadnie w pamięć polskim kibicom. Wtedy, w Grand Prix Węgier, 21-letni Kubica zadebiutował w wyścigu Formule 1, a kilka tygodni później zdobył debiutanckie punkty, bo po raz pierwszy w karierze stanął na podium Grand Prix Włoch. Dwa lata później wygrał Grand Prix Kanady, czym zapisał się w historii polskich sportów wyścigowych. Później jego karierę na dłuższy czas przerwał groźny wypadek, ale Polak wrócił do rywalizacji w Formule 1 w 2018 roku jako kierowca Williamsa. W latach 2020-2022 był rezerwowym kierowcą Alfy Romeo i na tym jego czas w F1 się zakończył.
Robert Kubica jest w tym sezonie kierowcą prywatnego zespołu Ferrari w World Endurance Championship, AF Corse. Polak ma już za sobą debiut w Ferrari w długodystansowych mistrzostwach świata. Pierwszy wyścig w Katarze ukończył na piątym miejscu. Nie ukrywa jednak, że gdyby miał możliwość, chętnie wróciłby do Formuły 1. - Jestem gotowy - zadeklarował w najnowszym wywiadzie.
W momencie wypadku odniesionego w 2011 roku Kubica miał podpisany kontrakt z Ferrari na 2012 rok. Miał stworzyć duet w Ferrari z Fernando Alonso, ale wypadek przekreślił jego marzenia. Niewykluczone, że do królowej sportów motorowych w ogóle by się nie dostał, gdyby nie okłamał założyciela zespołu BMW Sauber - Petera Saubera.
W 2005 roku Polak negocjował swój kontrakt z BMW Sauber. Mierzył wtedy 184 centymetry, ale odjął sobie kilka centymetrów, bo bał się, że będzie zbyt wysoki, żeby usiąść w wąskim i dość kompaktowym bolidzie Formuły 1. - Byłem zdenerwowany i nie powiedziałem im, jaka była dokładna prawda. Wiedziałem, że liczy się każdy centymetr, więc nieco zaniżyłem swój wzrost - przyznał Kubica w rozmowie ze szwajcarskim "Blickiem".
- Na kolejnym spotkaniu było już jasne, że chcą podpisać ze mną umowę. Kiedy wszystko ustaliliśmy, wstaliśmy od stołu i uścisnęliśmy sobie dłoń, a Peter Sauber krzyknął: "Wyglądasz, jakbyś był wyższy niż 1,80!". Chciał, żebym od razu sprawdził bolid. Na szczęście się zmieściłem - podsumował Kubica.