Wysokie ceny rzadkich numizmatów

Paweł Niemczyk, warszawski antykwariusz, mówi o tym, dlaczego za monetę z kolekcji Potockich płaci się dwa razy więcej

Publikacja: 22.03.2012 00:12

Wysokie ceny rzadkich numizmatów

Foto: ROL

Rz: Prowadzi pan antykwariat numizmatyczny (www.numizmatyka.waw.pl). Jakie numizmaty można kupić na inwestycję?

Paweł Niemczyk:

Bez pasji kolekcjonerskiej można kupować złote monety, których cena nie odbiega istotnie od ceny kruszcu.

Dobrą inwestycją są złote dwudziestodolarówki. Emitowano je w latach 1849 – 1933. Zawsze przy sprzedaży można było uzyskać  tzw. premię numizmatyczną, co najmniej 100 – 200 dolarów.

Dziś moneta w dobrym stanie kosztuje ok. 5600 zł, przy czym sam kruszec jest wart  ok. 5350 zł. Na podstawie naturalnych wahań na rynku można powiedzieć, że w przyszłości premia  powróci i kupiony dziś egzemplarz będzie droższy.

Telewizor w antykwariacie cały czas pokazuje notowania złota na giełdzie w Londynie.

Dwudziestodolarówka to uniwersalna moneta znana na całym świecie. Wiadomo, że nie będzie ich więcej.

Jeśli ktoś chce dziś wystartować jako kolekcjoner, a zarabiać jedynie przy okazji, to co powinien kupić?

Kiedy zgłasza się kolekcjoner debiutant, doradzamy zakup podstawowej literatury. Po lekturze kilku ważnych  książek w większym stopniu można dokonywać świadomego wyboru.  W Internecie na stronie  Warszawskiego Centrum Numizmatycznego (WCN) można poznać notowania i przyrosty cen w ciągu 20 ostatnich lat. Podano tam także ceny numizmatów w dolarach i w innych walutach.

Katalog niedawnej 50. aukcji WCN opracowano w formie podręcznika. Poza obiektami aukcyjnymi przedstawiono tam dzieje monet polskich, aby zachęcić zbieraczy.

Nie boi się pan odwoływania do konkurencji?

Zdrowa konkurencja buduje rynek. Sprawia, że szanujące się firmy do każdej drogiej monety wydają certyfikaty autentyczności, pozwalające na identyfikację numizmatu. WCN organizuje na swojej stronie ciekawe aukcje tematyczne. To ożywia rynek.

Uzupełniamy się. U nas w dystrybucji będzie najnowsza książka historyka dr. Jarosława Dutkowskiego o talarach koronnych Jana Kazimierza. Autor po raz pierwszy przedstawi te monety na doskonałych kolorowych fotografiach. Fotografie talarów przez lata zbieraliśmy w światowych muzeach, np. w Sztokholmie, Petersburgu.

Wzrost popytu na numizmaty wynika w dużej mierze z doskonałego opracowania ich historii, spopularyzowania w poradnikach, których autorami są wybitni kolekcjonerzy. Istnieją opracowania przygotowane przez różne firmy, autorów. To buduje wiarygodność i  przejrzystość rynku.

W dziejach każdego kraju można znaleźć ciekawe  numizmaty, bardzo rzadkie i dziś względnie tanie. Najszybszy wzrost cen na naszym rynku notują talary lub wielokrotności talarów. Gwałtownie zwiększyły się ceny złotych  monet Polski królewskiej, dukatów emitowanych od czasów Zygmunta Starego do panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego.

Czy debiutant po latach praktycznej nauki może liczyć na duży zysk?

Na niedawnej 50. aukcji WCN za ponad 400 tys. zł sprzedano piękny talar olkuski Stefana Batorego z 1580 r. Był to jeden z kilku egzemplarzy znajdujących się w rękach prywatnych. Monetę tę na 10. aukcji WCN kupiono za kilkanaście tysięcy złotych.  Przyrost cen wynika przede wszystkim z tego, że pojawili się bogaci kolekcjonerzy, którzy wiedzą, co kupują.

Wielki wpływ na wzrost cen miała legendarna już aukcja w Nowym Jorku w 2000 r., na której sprzedano jedną z największych prywatnych kolekcji Henryka Karolkiewicza.

Aukcja ta zbiegła się w czasie z gwałtownym rozwojem Internetu. Młodzi kolekcjonerzy zaczęli upowszechniać tajemnice kolekcjonerstwa. Stała się możliwa  natychmiastowa wymiana informacji na temat konkretnych numizmatów oraz firm antykwarycznych.  Młodzi kupują w Internecie. Stale pojawiają się nowe blogi poświęcone numizmatyce. To młodzi kolekcjonerzy ujawnili, jak odróżniać nowe typy fałszerstw.

Wpływ na cenę zaczęło mieć  to, że moneta pochodzi np. z arystokratycznych kolekcji Potockich, Czapskich czy Sobańskich.

Moneta z dobrym,  udokumentowanym pochodzeniem ma zwykle dwa razy wyższą cenę niż tak samo zachowana moneta bez proweniencji. Ostatnio na aukcji internetowej za 49 tys. zł sprzedaliśmy gdański dukat Władysława IV z 1639 r. Na monecie wybity był herb Pilawa jako dowód, że to egzemplarz z kolekcji Potockich. Wcześniej podobny egzemplarz bez znaczącej proweniencji kupiono za 16 tys. zł.

Kiedy drożej kupuję monetę z proweniencją, to za co właściwie dopłacam?

Punca przybita na monecie przez Potockiego potwierdza, że egzemplarz trafił do wybitnego zbioru przed pierwszą falą fałszerstw, jaka pojawiła się w XIX w. Kosztuje też pozytywny snobizm. Każdy rasowy kolekcjoner marzy o posiadaniu czegoś wyjątkowego.

Debiutanci tracą pieniądze, bo popełniają typowe błędy.

Po pierwsze nie należy korzystać z tzw. okazji, czyli kupować w przysłowiowej bramie. W Internecie można skontaktować się z dowolnym kolekcjonerem i poprosić go o radę. Nie warto zaczynać od zakupu monet drogich. Może  się okazać, że pasja numizmatyczna szybko się wypali i wtedy gotówka jest zamrożona w czymś, co przestało nas interesować.  Warto zacząć od monet tanich, aby sprawdzić, czy zbieranie ich naprawdę nas cieszy.

Klasyczny błąd to usuwanie patyny. Naturalna patyna uszlachetnia. Jest dowodem, że monety nie poddawano żadnym manipulacjom. Ale uwaga na sztuczne  patyny. Na przykład teraz wypłynęła fala średniowiecznych monet, pokrytych wtórnie jakąś ciemną substancją udającą patynę.

Im większy popyt, tym bardziej opłacalne są fałszerstwa.

Paradoksalnie bardziej opłaca się fałszować tanie monety. Rzadkości są spopularyzowane na zdjęciach w Internecie, dokładnie opisane. Każde pojawienie się takiej monety budzi czujność. Natomiast fałszywa moneta, której katalogowy oryginał kosztuje np. 100 zł, nie wzbudza należytej czujności czasami nawet antykwariuszy.

Co mogę kupić na prezent, aby zainteresować kogoś zbieraniem numizmatów.

Ciągle organizujemy aukcje internetowe. W ten sposób sprzedajemy kilka tysięcy przedmiotów miesięcznie. Ceny wynoszą od 5 zł do kilkudziesięciu tysięcy złotych.

Już za 5 zł można mieć gorszą monetę z czasów Stanisława Augusta Poniatowskiego. Numizmaty takie są kupowane przez niepełnoletnich debiutantów.  Około 100 – 200 zł kosztuje  popularny trojak z czasów Zygmunta III Wazy mający 500 lat. Za rzadkiego trojaka płaci się ponad 100 tys. zł.

Wolę coś efektownego.

Za ok. 35 zł można kupić srebrne 5 zł z lat 1934 – 1938 z pięknym portretem Józefa Piłsudskiego, zaprojektowane przez  Stanisława Ostrowskiego. Z okresu Polski międzywojennej  może to być moneta z  1930 r. ze sztandarem.  Upamiętnia rocznicę powstania styczniowego. Została zaprojektowana przez Wojciecha Jastrzębowskiego. Kosztuje 400 – 500 zł.

Pięknie wyglądają złote dukaty króla Poniatowskiego, rzadkie i ciekawe.  Ich ceny nie są drastycznie wysokie (8 – 20 tys. zł).

Rzeczy wyjątkowe będzie można kupić na naszej aukcji w październiku, na przykład talar elbląski z bogatą proweniencją z kolekcji Virgio Brandta. Monetę tę w latach 80. kupił Henryk Karolkiewicz. Teraz  kolekcjoner z Europy wystawi ją u nas na aukcji (cena wyw. 150 tys. zł). Będziemy mieli także unikalną monetę Stefana Batorego, dukat koronny poznański z 1586 r. (cena wywoławcza 400 tys. zł) i najpiękniejszy rubel tzw. familijny, rarytas rosyjskiej numizmatyki (cena wyw. 300 tys. zł).

—rozmawiał Janusz Miliszkiewicz

Rz: Prowadzi pan antykwariat numizmatyczny (www.numizmatyka.waw.pl). Jakie numizmaty można kupić na inwestycję?

Paweł Niemczyk:

Pozostało 98% artykułu
Ekonomia
Witold M. Orłowski: Słodkie kłamstewka
Ekonomia
Spadkobierca może nic nie dostać
Ekonomia
Jan Cipiur: Sztuczna inteligencja ustali ceny
Ekonomia
Polskie sieci mają już dosyć wojny cenowej między Lidlem i Biedronką
Ekonomia
Pierwsi nowi prezesi spółek mogą pojawić się szybko