O tym, że polscy uczniowie sporo czasu spędzają w domu nad książkami, wiemy z różnych źródeł, m.in. statystyk. Przeładowana podstawa programowa sprawia, że uczniowie mają dużo więcej nauki, niż powinni, późno kończą zajęcia szkolne, a do tego wiele czasu spędzają na korepetycjach i zajęciach dodatkowych. Nauczyciele dają dzieciom do domów niezrealizowany materiał jako pracę domową. To wszystko budzi wiele wątpliwości, czy właśnie tak powinna wyglądać edukacja. Rząd w końcu postanowił zainteresować się przemęczonymi uczniami. Od kwietnia 2024 r. w szkołach podstawowych w klasach 1 - III nie będzie prac domowych, z wyjątkiem ćwiczeń usprawniających czytanie i pisanie, a w starszych klasach zadania domowe nie będą obowiązkowe i nie mogą być oceniane przez nauczycieli.
Wielu uważa, że to dobre rozwiązanie, jednak są też tacy, którzy krytykują nową ministerkę za jej pośpiech, który odbije się na dzieciach. Jak wiadomo, w odrabiacie lekcji byli też zaangażowani rodzice, a fragmenty zamieszczane w podręcznikach niekiedy bardzo ich dziwiły. Przykładem tego jest ta ilustracja, którą pokazał w sieci jeden z rodziców.
Pewna matka opublikowała na portalu X wpis, w którym pokazała fragment z podręcznika swojego dziecka, ucznia piątej klasy szkoły podstawowej. Matka nie miała aluzji do zadania, jednak obrazek przyporządkowany do polecenia, mocno ją rozśmieszył. Na ilustracji widać dwa drogowskazy. Jeden z nich wskazuje na Nowy York, a drugi na Nowy Jarek, który od razu skojarzył się kobiecie z Jarosławem Kaczyńskim. O tym samym wspomniała też w opisie zdjęcia.
Podręcznik od matematyki do piątej klasa szkoły podstawowej. Jakaś sugestia?
- zapytała ironicznie matka. Na jej wpis odpowiedzieli inni internauci, którzy przyznali, że faktycznie coś jest na rzeczy. Jeden z komentujących napisał:
No nie wierzę! Nowego Jarka mam nie potrzeba, skoro stary jeszcze żyje.
Rewolucja w szkołach wzbudza wiele emocji. Społeczeństwo dzieli się na dwa obozy, niekoniecznie kierując się dobrem uczniów. Jedni są zwolennikami zmian, a inni krytykują nowy pomysł rządu. Są też tacy, którzy martwią się o los uczniów, sugerując, że ci są zwyczajnie spragnieni wiedzy i chcą odrabiać prace domowe. - W ostatnich dniach wzrusza mnie troska o to, że uczennice i uczniowie nie będą mogli odrabiać przymusowych zadań domowych. Do tego historie o tym, jak sami proszą o to, by móc coś porobić w domach, a teraz to będzie zabronione. I cóż począć, tylko na tym stracą! I ja w sumie nie wiem, czy to wszystko na poważnie, czy nie, bo przecież nikt nikomu nie zabroni rozwiązać zadania, jeśli ten ktoś sam z siebie będzie chciał to zrobić, podobnie jak nikt nie zabroni nauczycielowi zobaczyć, jak komuś poszło to odrabianie, nie zabroni też udzielenia mu informacji zwrotnej. Bo niby dlaczego? - pisze w mediach społecznościowych Mikołaj Marcela, autor poradników edukacyjnych i wykładowca Uniwersytetu Śląskiego i dodaje:
Bardzo bym chciał, żeby zarówno nauczyciele, jak i rodzice równie mocno przejmowali się już obowiązującym prawem, jak zapowiedziami zadań domowych. Pewnie gdyby to robili, w ogóle nie trzeba byłoby myśleć o zakazach.
- I koniec końców: skoro wszyscy głoszą słuszne postulaty autonomii szkół i nauczycieli, głośmy też postulaty większej autonomii dla młodych ludzi w systemie, ok? Dorzućmy jeszcze do tego postulat przestrzegania praw ucznia i dziecka, a wtedy naprawdę nie będziemy potrzebowali żadnych zakazów - kończy wpis.
A wy, drodzy internauci, uważacie, że podpisane rozporządzenie o nieobowiązkowych pracach domowych tylko pomoże uczniom?