"Krzyś musi coś jeść, musi się gdzieś umyć". Jak się szuka zaginionych

— Szukałem kiedyś mężczyzny, który mocno nadużywał alkoholu, wiecznie kręcił się po centrum miasta, prosząc o pieniądze. Więc np. pracownicy Zakładu Gospodarki Komunalnej tego człowieka znali i to od nich dostawałem informacje, że ktoś go widział. Tymczasem okazuje się, że pamięć ludzka jest zawodna, że wspomnienia bardzo mocno się zacierają i dochodzi do pomyłek. Nawet takiej, że widzieliśmy kogoś tydzień temu, a wydaje nam się, że było to przedwczoraj — mówi detektyw Paweł Boguszewski.

"Krzyś musi coś jeść, musi się gdzieś umyć". Jak się szuka zaginionychEast News
"Krzyś musi coś jeść, musi się gdzieś umyć". Jak się szuka zaginionych
  • Trwają poszukiwania 16-letniego Krzysztofa, który wyszedł z domu trzy miesiące temu. Ostatnio pojawiły się informacje, że nastolatek żyje i przemierza Polskę
  • Detektyw Paweł Boguszewski podkreśla, że jeśli zaginiony Krzyś Dymiński żyje i był rzeczywiście widziany na poboczu drogi czy nad morzem, należy działać kompleksowo, by go odnaleźć
  • Tłumaczy, że nieraz zdarzyło się w jego karierze, że na terenie, który teoretycznie został sprawdzony, po kilku dniach odnajdywano ciało
  • Detektyw zaznacza, że zaginięcia dotyczą zarówno dzieci, jak i dotyka osób starszych i dorosłych. Przytacza przykład 60-latki, która poszła do lasu na grzyby i ślad po niej zaginął
  • Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
reklama

W całej Polsce trwają poszukiwania 16-letniego Krzysztofa, który 27 maja wyszedł z domu w okolicach Ożarowa Mazowieckiego i słuch po nim zaginął. Nastolatka szukają zrozpaczeni rodzice i bliscy, ale również zrzeszeni w Facebookowych grupach chętni. To oni rozpowszechnili i przekazali rodzicom chłopca nagranie z kamerki samochodowej, na którym widać osobę łudząco podobną do Krzysia, idącą poboczem. Z całego kraju napływają dziś zgłoszenia od osób, które twierdzą, że widziały kogoś, kto bardzo przypomina zaginionego 16-latka. Wolontariusze zgłaszają chęć szukania chłopca w terenie, są zmobilizowani do pomocy. Rad w tej sprawie udziela również detektyw Paweł Boguszewski.

Mieszkańcy wsi reagują częściej

— Mitem jest, że musi upłynąć ileś czasu, zanim będziemy mogli zgłosić zaginięcie — zaznacza mężczyzna. — Wiadomo, że każda sprawa jest rozpatrywana indywidualnie i inaczej będzie się patrzyło na sytuację, w której nastolatek się zbuntował, a wcześniej już zdarzyło się, że nie wracał do domu. Ale komisariat powiadomić trzeba. Warto jednak powiedzieć, że czasem poszukiwania są prowadzone przez policjantów z tego rejonu, gdzie zaginiona osoba mieszka, a nie tam, gdzie zaginęła. Jeśli na przykład ktoś pochodzi z Siedlec, ale zaginął w Radzyminie, to policja, która przyjęła zawiadomienie, przekazuje te poszukiwania do miejsca zamieszkania tej osoby. No i w takiej sytuacji sprawa "utknie", a na terytorium Radzymina nie będzie działo się zupełnie nic.

Paweł Boguszewski tłumaczy, że gdy zaginięcie jest nagłośnione, częściej reagują na nie ludzie z mniejszych społeczności niż mieszkańcy dużych miast, którzy ograniczają się do udostępniania postów o zaginionym w mediach społecznościowych.

Detektyw zaznacza jednak, że nagłośnienie zaginięcia na Facebooku ma bardzo duże znaczenie.

— Ludzie chętnie udostępniają takie posty i faktycznie zasięgi są duże. Oglądałem natomiast wielokrotnie programy, w których pokazywano, jak społeczeństwo reaguje np. na plakat osoby zaginionej, który ktoś powiesił na ulicy. Z badań wynika, że na 100 osób zareaguje może jedna. Twarz zaginionego Krzysztofa jest już nam znana, ale myślę, że gdyby wpuścić Krzysia w tłum i nawet gdyby był tak samo ubrany jak w dniu zaginięcia, to pewnie chodziłby długie godziny, zanim ktokolwiek by go rozpoznał. Ludzie w miastach "pędzą" i nie zwracają uwagi na innych.

reklama

— Jeśli w małych społecznościach ogłosimy, że zaginęła osoba, która na przykład ma schizofrenię, wtedy często ludzie dzwonią na policję, bo się boją. Mówią: ktoś tu się kręci, zagląda. Funkcjonariusze podejmują interwencję i okazuje się, że faktycznie ktoś się kręci, ale albo spaceruje, albo się zagubił, albo taki ma styl bycia.

— Niedawno prowadziłem poszukiwania człowieka dotkniętego schizofrenią, który podobno był widziany w okolicach powiatu łomżyńskiego, a wszystkie okoliczności wskazywały na to, że on unika ludzi, że chodzi głównie po terenach leśnych. Dużo było sygnałów, że przeszedł jakąś konkretną drogą, że wszedł do lasu. Takie doniesienia pojawiły się ok. 3 miesiące od jego zaginięcia, trzeba było więc brać pod uwagę to, że ten mężczyzna mógł już mieć długą brodę, że jego wygląd się znacznie zmienił. Ale wszelkie informacje były sprawdzane na bieżąco.

— Policja docierała na miejsce z opóźnieniem i nie zastawała nikogo. Często spotykam się z opiniami, że "dlaczego ludzie mają kogoś szukać, od tego jest policja". Ale przecież ona działa z pomocą społeczeństwa. Są braki kadrowe, nie ma wystarczającej liczby patroli. W mniejszych miejscowościach policja nie jest w stanie poświęcać tyle czasu na takie poszukiwania, ile potrzeba. Wtedy właśnie ważna jest współpraca funkcjonariuszy z lokalną społecznością. Cenię sobie współpracę z policjantem, który w moim rejonie zajmuje się poszukiwaniami zaginionych i zawsze przekazujemy sobie informacje w mądry sposób, nie rywalizując ze sobą o to, kto pierwszy znajdzie zaginioną osobę. Często też radzę się tego policjanta, czy np. wrzucać jakieś ogłoszenie na Facebooka, czy to nie zakłóci pracy policji, bo czasem okoliczności sprawiają, że funkcjonariusze nie do końca mogą nas informować o toku śledztwa. Zwłaszcza jeśli w grę wchodzą sprawy kryminalne.

Krzysztof Dymiński zaginął 27 majaFacebook/Agnieszka Dy
Krzysztof Dymiński zaginął 27 maja

Krzyś musi coś jeść, musi się gdzieś umyć

Paweł Boguszewski podkreśla, że jeśli zaginiony Krzyś Dymiński żyje i był rzeczywiście widziany na poboczu drogi czy nad morzem, należy działać kompleksowo, by go odnaleźć.

— Przecież jeżeli ten młody człowiek przez trzy miesiące chodzi po kraju, to musi coś jeść, musi się ogolić, musi zmienić ubranie, musi się przespać. W wielu miejscach, w których podobno go widziano, są monitoringi. Dużo osób jest pewnych, że maszerujący poboczem chłopak to naprawdę on. Oczywiście trzeba sprawdzać każde takie zgłoszenie, trzeba je weryfikować.

Dziwi mnie troszeczkę, że ludzie się tak strasznie boją podejść do tego człowieka, spytać się go, czy czegoś nie potrzebuje, faktycznie sprawdzić, czy to on.

— Na Facebooku działają grupy poszukiwawcze w sprawie Krzysztofa i mam wrażenie, że one żyją własnym życiem. Tam ludzie się organizują, gdzieś wychodzą w teren, naklejają ogłoszenia, mają świetne pomysły. Proponują na przykład, żeby zgłosili się poszukujący z dronami. Idea jest wspaniała, tylko że taka akcja musi być koordynowane przez kogoś odgórnie, żeby nie ominąć żadnego terenu, żeby obejrzeć go kilometr po kilometrze, nie wykonać bezsensownej pracy.

reklama

Detektyw podkreśla, że kiedy teren zaginięcia przeszukuje policja, funkcjonariusze przyjeżdżają radiowozem wyposażonym w komputery i mapy. Każdy dostaje GPS-a, każdy jest odpowiedzialny za jakiś teren, który przeszukuje. A po przejściu tego terenu odznacza go na mapie.

— Często jednak widzę takie "chodzenie": tutaj strażak poszedł sobie w krzaki, inny 20 metrów od niego poszedł sobie w inne krzaki, terenu pomiędzy nimi nikt nie sprawdził, a przecież jak jest lato, można nawet w wysokiej trawie nie zauważyć leżącego człowieka.

Paweł Boguszewski opowiada, że nieraz zdarzyło się w jego karierze, że na terenie, który teoretycznie został sprawdzony, po kilku dniach odnajdywano ciało.

— Rodzina zaginionego wysnuwała wtedy teorię, że ktoś to ciało podrzucił, bo przecież ktoś tam chodził i ciała wcześniej nie zauważył.

Detektyw podkreśla, że zaginięcia dotyczą zarówno dzieci, jak i dotyka osób starszych i dorosłych. Przytacza przykład 60-latki, która poszła do lasu na grzyby i ślad po niej zaginął.

— Zaraz miała wrócić, bo wiedziała, że ma zająć się dziećmi, kiedy jej córka wyjdzie do pracy. Ale poszła do tego lasu i nie wróciła. Poszukiwania trwały trzy dni, kiedy się okazało, że ta pani dostała wylewu krwi, straciła świadomość, pamięć i szła przed siebie, aż po tych trzech dniach znaleziono ją trzydzieści parę kilometrów od domu.

— Są zatem zaginięcia, które wynikają z choroby, ale też ze stanów depresyjnych, zaburzeń psychicznych. Przytoczona przeze mnie sprawa zaginięcia mężczyzny ze schizofrenią, który chodził bez celu, unikał ludzi, bo miał poczucie, że coś komuś zrobić albo że skrzywdzi sam siebie, zakończyła się tragicznym odkryciem. Okazało się, że mężczyzna rzucił się do Wisły. Woda wyniosła go dopiero po trzech miesiącach, kilkadziesiąt kilometrów od miejsca, w którym skoczył. Ciało zaczepiło się o konary, tak bywa. Potem czasami płytka woda odsłoni na przykład kawałek ciała albo duży nurt to ciało poderwie i znowu pozwoli mu płynąć swobodnie.

reklama

Ale detektyw podkreśla, że "znikają" również zbuntowane nastolatki.

— Jestem kuratorem społecznym w sądzie dla Pragi Północ — tłumaczy Paweł Bogusławski. — Często nachodzi mnie refleksja, że rodzicom, którzy się rozwodzą, tylko wydaje się, że walczą jedynie ze sobą, że się między sobą przepychają, a ich dzieci są poza tym. One uciekają właśnie wtedy, gdy dorośli zajmują się sobą, gdy ich emocje są zaniedbywane. Obecnie takich sytuacji widzę bardzo wiele i nie dotyczą one wcale jedynie rodzin patologicznych, w których występuje na przykład przemoc fizyczna.

— Przemoc psychiczna, to wspólne przepychanie się, zajmowanie się sobą, manipulowanie dziećmi oraz sytuacją domową naprawdę przynosi szkodę, a reakcje młodych ludzi są bardzo różne: od zamykania się w sobie, stanów depresyjnych, poprzez właśnie jakieś ucieczki, bunty, zrywanie kontaktu albo robienie czegoś, o czym rodzice nie mają pojęci: niebezpieczne kontakty w internecie, używanie środków odurzających...

Detektyw przytacza historię młodej dziewczyny, która uciekła z domu, a jej rodzice nie zdawali sobie sprawy z tego, że ich córka zażywa niedozwolone substancje.

— Ona chodziła ze znajomymi w Warszawie na Dworzec Wschodni, Dworzec Wileński. Przy torach, tam, gdzie nie było ludzi, zażywali różne środki. I pewnego dnia dostała zapaści. Każdy normalny człowiek wezwałby pogotowie, a jej znajomi przestraszyli się i uciekli. Martwą nastolatkę znalazł przypadkiem mężczyzna, który spacerował z psem.

Dziś wiem, że to, co wydaje się nieistotne, bywa bardzo ważne

Detektyw mówi, że wszelkie inicjatywy społeczne podejmowane przez wolontariuszy są bardzo ważne.

— Szukałem kiedyś mężczyzny, który mocno nadużywał alkoholu, wiecznie kręcił się po centrum miasta, prosząc o pieniądze. Więc np. pracownicy Zakładu Gospodarki Komunalnej tego człowieka znali i to od nich dostawałem informacje, że ktoś go widział. Tymczasem okazuje się, że pamięć ludzka jest zawodna, że wspomnienia bardzo mocno się zacierają i dochodzi do pomyłek. Nawet takiej, że widzieliśmy kogoś tydzień temu, a wydaje nam się, że było to przedwczoraj.

reklama

— Tamten mężczyzna w dniu zaginięcia wpadł do rowu, utopił się w wodzie, więc nikt go widzieć nie mógł. Dopiero na wiosnę, jak ta woda odpuściła lód, to pojawił się kawałek ciała. Ktoś przechodził, zobaczył kawałek ucha, wystającego gdzieś w rogu.

Detektyw mówi, że po latach pracy w zawodzie już wie, na co zwrócić uwagę. I że jeśli ktoś mówi "nie, to na pewno nie miało wpływu na to, że X zaginął", to jest dokładnie odwrotnie.

— Tak jak w przypadku innego mężczyzny, którego szukałem. Ten pan trzy lata wcześniej się rozwiódł, podobno już o tym zapomniał, miało już z nim być "wszystko dobrze" i w ogóle nawet depresja nie wchodziła w grę. Ale okazało się, że w dniu, w którym jego była żona urodziła dziecko nowemu partnerowi, zaginiony odebrał sobie życie. Jeszcze tego samego dnia pojechał z bratem do swojego zakładu pracy. Dzień wcześniej wziął dobrą wypłatę. Godzinę przed śmiercią jechał samochodem z bratem, który nie zauważył nic, co wywołałoby w nim jakąś obawę, że może się dziać coś niedobrego. Wsiadł na skuter, pojechał, kupił sobie alkohol. I potem tym skuterem odjechał, wjechał w taką głębię lasu, że naprawdę był problem, żeby tam na piechotę dojść i tam się powiesił.

Detektyw podkreśla, że w sprawie zaginionego nastolatka zawód miłosny mógł stanowić ważny motyw, nie można wykluczać, że pod wpływem silnych emocji Krzysztof zachował się w sposób dla siebie niekonwencjonalny.

Jeśli macie chęci i czas, pomóżcie

Paweł Boguszewski mówi jednak, że zagadki zaginięć młodzieży zazwyczaj rozwiązują się po kilku dniach.

— Młode osoby idą "na trochę" do koleżanki, a po kilku dniach się odnajdują, bo trzeba pamiętać, że dziś nikt nikogo nie bierze na swoje własne utrzymanie. Nawet zaginiony, który pije alkohol, będzie fajny dla swoich towarzyszy, dopóki ma pieniądze, bo wtedy znajdzie sobie melinę, żeby w niej spędzić trochę czasu. Ale w sytuacji, kiedy pieniędzy nie ma, zaczyna się problem. Jasne są noclegownie, jadłodajnie, w lecie jeszcze można jakoś funkcjonować, można się żywić jagodami, szczawiem. Ale kiedy pieniądze się kończą, zaczynamy się orientować, że ludzie wcale nie tak chętnie nam pomagają.

reklama

Detektyw podkreśla, że w procesie poszukiwania zaginionego najważniejsza jest dla niego zawsze rozmowa z osobami, które zgłaszają zaginięcie: z bliskimi, z sąsiadami.

— Jest trochę tak, że każdy, czy to w miejscu pracy, czy w szkole, w bloku może coś ważnego do tej układanki dodać. Tutaj na pewno trzeba sobie to bardzo mądrze analizować i wyciągać wnioski. No i mieć świadomość tego, że ludzie często mają informacje na temat pewnych zdarzeń, o których sobie nawet nie zdają sprawy, że to mogą być istotne informacje. Kiedy zaginął ten mężczyzna, który dużo pił, poszedłem na pobliską stację benzynową. Alkohol jest przez samobójców kupowany często "na odwagę", żeby łatwiej było targnąć się na swoje życie.

— Na tej stacji benzynowej porozmawialiśmy trochę dłużej z panem z obsługi. W pewnym momencie skojarzył, że tak, że owszem był taki człowiek, który chciał kupić alkohol, ale nie miał pieniędzy. Pokazał mi, w którym kierunku udał się ten mężczyzna, więc podążyłem za jego wskazaniem. Wokół były tylko las, droga i jego zakład pracy naprzeciwko. Poszedłem sobie w ten las i tam znalazłem zaginionego powieszonego na drzewie.

Detektyw podkreśla, że w poszukiwaniach Krzysztofa warto zwrócić się do osób, które prowadzą małe sklepy i mają w nich kamerki.

— Monitoringi to przydatna rzecz, ale policja nie ma czasu, ani w ogóle fizycznych możliwości na to, żeby dokładnie je przeglądać. Jeśli ktoś ma czas, ma chęci, interesuje się tą sprawą i mieszka blisko terenów, gdzie prawdopodobnie widziano tego chłopca, niech pójdzie, popyta, poprosi o sprawdzenie monitoringu w wiejskich sklepach, na stacjach benzynowych.

reklama
reklama

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Subskrybuj Onet Premium. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.

Anna Frydrychewicz
Redaktor Onet Lifestyle i Kultura
Pokaż listę wszystkich publikacji

Źródło:Onet
Data utworzenia: 18 września 2023, 18:33
reklama
Masz ciekawy temat? Napisz do nas list!
Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie znajdziecie tutaj.