Wróżki. Dobry interes

Przedsiębiorcy pytają, czy zaciągnąć kredyt na nową inwestycję. Politycy, czy wygrają wybory. Policjanci o podejrzanych. Teściowe chcą znać prawdę o zięciach. Z przepowiedni i porad wróżek korzystają dziś osoby w każdym wieku, reprezentujące wszystkie zawody i grupy społeczne

Publikacja: 07.01.2011 04:06

Wróżki. Dobry interes

Foto: Corbis

Nie brakuje lekarzy, nauczycieli i profesorów akademickich. Szukają wskazówek nie tylko na przełomie roku, choć w tym czasie szczególnie, ale przez 12 miesięcy. Tak w każdym razie twierdzą przedstawiciele błyskawicznie rozwijającej się w Polsce branży ezoterycznej.

– Rynek ezoteryczny w Polsce wart jest nawet dwa miliardy złotych. Ta szokująco wysoka kwota obejmuje wszelkiego rodzaju usługi związane z magią, wróżbiarstwem, przepowiadaniem przyszłości, bioenergoterapią i uzdrawianiem, handlem kadzidełkami, amuletami, wydawnictwami ezoterycznymi, a także kursami i szkoleniami w tym zakresie – mówi Leszek Kułak, prezes spółki MIT SA, notowanej na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych, która ma w tym rynku spory udział i dobrze zarabia na „magicznych” potrzebach rodaków.

[srodtytul]Technologia i magia[/srodtytul]

Przepowiadanie przyszłości, stawianie horoskopów, wróżenie z kart tarota, numerologia i chiromancja świetnie rozwijają się dzięki nowoczesnym technologiom. Firma MIT łączy nowe technologie z odwiecznym pragnieniem – podglądania przyszłości. Ten mariaż przynosi wymierne rezultaty. Co prawda jeszcze nie takie jak w Wielkiej Brytanii, gdzie rynek usług ezoterycznych opłacanych za pomocą telefonów komórkowych i kart kredytowych to ok. 140 mln funtów. W Polsce jest on teraz wart w przybliżeniu 75 mln złotych, z czego zdecydowana większość przypada MIT, specjalizującej się w dostarczaniu klientom usług dodanych do telefonii komórkowej i stacjonarnej. Z telefonicznej ezoteryki korzysta rocznie półtora miliona osób. Rekordziści wydają na nią 4 tysiące złotych.

Leszek Kułak, absolwent Wydziału Elektronicznego Politechniki Warszawskiej jest stuprocentowym pragmatykiem i wie, że paradoksalnie, gdyby nie rozwój nowoczesnych technologii, ezoteryka i wróżbiarstwo nie odniosłyby tak spektakularnych sukcesów. – Postanowiliśmy oprzeć się na sprawdzonych wzorcach z Zachodu – mówi. – Te usługi stale się rozwijają, można np. sfotografować rękę i przesłać do centrum naszym chiromantom.

Trzy, cztery lata temu właściwie nie było w Polsce wróżek, które firma mogłaby od razu zatrudnić – teraz nie ma już z tym problemu. – To prawdziwa eksplozja ezoterycznych usług przez telefon. Sami zatrudniamy ok. 200 wróżek, z czego w tym samym czasie zawsze pracuje kilkadziesiąt – dodaje Kułak. Wszystkie przechodzą wnikliwą rekrutację: muszą mieć poparte dyplomem kwalifikacje, przejść rozmowę wstępną i firmowe szkolenie, którego koszt sięga kilku tysięcy złotych. – To nasza inwestycja w ludzi – mówi.

– Na początku działalności baliśmy się, że nie będzie chętnych, którzy chcieliby „na żywo”, na ekranie telewizyjnym korzystać z usług wróżki na telefon. Bardzo się myliliśmy. Okazało się, że dzwoniący najbardziej cenią sobie właśnie taki osobisty i bieżący kontakt. Największym wzięciem cieszy się tarot. Za minutę połączenia płaci się 4 – 5 zł.

– Dostępność jest ważnym argumentem przyciągającym do wróżb. Wystarczy zadzwonić czy wysłać sms, by dowiedzieć się czegoś niezwykłego i wyjątkowego, przeznaczonego tylko dla mnie

– komentuje Dorota Jakubowska, psycholog z warszawskiej grupy Trop. – Poczucie wyjątkowości polegające na tym, że oto sprzyjające moce wszechświata skupiły się wyłącznie po to, by mi pomóc, bywa bardzo wciągające. Pomaga na moment pokonać bezradność i daje poczucie więzi, choćby z wróżką – wyjaśnia psycholog.

[srodtytul]Kościół mówi: nie[/srodtytul]

Porady wróżbitów mogą też uzależniać i szkodzić. Z takiego założenia wychodzi Kościół katolicki, który wręcz zabrania korzystania z wróżb i usług magicznych pod sankcją grzechu ciężkiego.

– Już w Starym Testamencie jest zakaz korzystania z wróżb czy wywoływania duchów, ponieważ w ten sposób człowiek nie wchodzi w dialog z Bogiem, ale ze złem i szatanem. Zło ezoteryki polega na uzależnianiu się od tego, co się usłyszy. Pojawia się destrukcja osobowości i utrata wolności. Utrata wolności jest kluczem do zrozumienia zła płynącego z praktyk ezoterycznych – mówi ks. Sławomir Plusa, egzorcysta z diecezji radomskiej.

Człowiek, który podda się psychotronicznym seansom podąża za tym, co powie mu wróżka, guru czy pokażą karty.

I najczęściej zaczyna się bać. – Jako lekarstwo na lęk przyjmuje magiczny znak, amulet czy zabobonną czynność. Wchodzenie w kontakt z ezoteryką to grzech przeciwko pierwszemu przykazaniu. Pojawiają się bowiem bożki, których się słucha i im służy. Traci się wolną wolę, podstawę chrześcijańskiego życia – dodaje ksiądz Plusa.

[srodtytul]Przepowiednia[/srodtytul]

Wróżbita Jarosław Krężel z Gdyni jest praktykującym katolikiem.

– Wiem, że Kościół potępia wróżby, ale ja nie uprawiam czarnej magii, tylko pomagam ludziom. Jeśli kogoś ostrzegam, by nie wybierał się w podróż w grudniu, bo będzie to dla niego niebezpieczne, to robię dobrze, czy źle? – pyta.

Stawia karty tarota od pięciu lat i twierdzi, że ma w swojej praktyce m.in. ostrzeżenie przed śmiercią. – Osoba, którą ostrzegałem, nie posłuchała mojej przestrogi i nie opuściła miejsce, w którym mieszkała, choć nalegałem. Skończyło się śmiercią – mówi. Przekonuje, że we wrześniu 2009 r. przewidział w niedalekiej przyszłości wielką katastrofę samolotową w Polsce. – Mówiłem, że dojdzie do wypadku samolotu polskich linii lotniczych, w którym zginie bardzo wiele osób i mam na to świadków – przekonuje.

W Cagliari na Sardynii od dziesięciu lat czeka 50 tys. euro na osobę, która potrafi przewidzieć co najmniej trzy przyszłe wydarzenia. Nagrodę ufundowało stowarzyszenie, którego celem jest walka z oszustwami popełnianymi przez wróżbitów, którzy nagminnie wykorzystują ludzką naiwność. Prezes organizacji Alfredo Barrago ponowił wyzwanie: kto zdoła przewidzieć trzy wydarzenia, do których dojdzie w 2011 r., otrzyma pieniądze.

Jarosław Krężel stawia przez telefon karty tarota z wróżbą dla Polski na 2011 rok. – To nie będzie pod względem gospodarczym dobry dla nas rok. Cudu ekonomicznego nie należy się spodziewać. Przez pierwsze trzy miesiące będziemy zapewniani, że wszystko idzie w dobrym kierunku, że jest wzrost gospodarczy, który da m.in. spadek bezrobocia, itp. Ale w lipcu się okaże, że to nieprawda i że jesteśmy oszukiwani – przewiduje.

Będzie to też rok agresji i brutalności, a wybory parlamentarne przyniosą spore zmiany na scenie politycznej. – Pojawi się silna, partia, która skorzysta na jakimś oszustwie – wieszczy. Na szczęście jednak ten rok w końcu minie, a następny 2012 zapowiada się (odpukać...) już znacznie pomyślniej.

[srodtytul]Zarobki[/srodtytul]

Krakowska firma Sedlak & Sedlak specjalizująca się w przygotowywaniu raportów płacowych dla różnych branż gospodarki i grup zawodowych zbadała też zarobki wróżbitów, jasnowidzów, astrologów, numerologów i parapsychologów. – Sprawdzaliśmy ogłoszenia w prasie i w Internecie, do niektórych osób zwracaliśmy się z prośbą o podanie cen za usługi, ale większość ogłoszeń takie ceny zawierała – mówi Karolina Widera z Sedlak & Sedlak. Wróżbici nie robią z tego tajemnicy, chcąc zachęcić w ten sposób klientów do korzystania ze swoich usług.

– Najbardziej popularny sposób na poznanie przyszłości to wróżenie z kart. Można znaleźć wróżki, które za przepowiednię na podstawie rozkładu kart tarota inkasują 10 – 30 zł, ale w niektórych profesjonalnych salonach wróżbiarskich cena za rozbudowany i zawiły rozkład kabalarski sięga nawet 300 zł za godzinną sesję – podaje Widera.

Odpłatność zależy przede wszystkim od renomy wróżbiarki, wielkości miasta, a nawet dzielnicy, w której przyjmuje. Poza tym ważne jest, czy dana osoba jest rozpoznawalna w branży. – Wróżki, które występują w naszej telewizji są rozchwytywane, o czym mogliśmy się przekonać podczas imprez ezoterycznych. Niektórzy wróżbiarze, tak jak celebryci mieli swoich fanów i trudno się było do nich dopchać – mówi Leszek Kułak z MNI.

Inne usługi ezoteryczne: doradztwo duchowe, życiowe, numerologia, czytanie z gwiazd, jasnowidzenie czy prowadzenie seansów spirytystycznych, też mają swoją, z reguły wysoką, cenę. Za godzinną sesję doradztwa duchowego parapsychologowie (taka nazwa często się pojawia) życzą sobie średnio 130 zł. Jeśli chcemy „kompleksowo odkryć symbolikę otaczających nas liczb”, powinniśmy liczyć się z wydatkiem od 300 do 500 zł za konsultację. Bardziej skomplikowane i obszerniejsze doradztwo z astrologii to dla wróżbity zarobek od 200 do 500 zł. W tej sytuacji czuć się mogą pokrzywdzeni jasnowidzowie, którzy za jeden seans obejmujący na przykład przewidywanie przyszłości, rozwiązanie spraw kryminalnych czy doradztwo finansowe i osobiste otrzymują 100 zł.

Z badań krakowskiej firmy wynika też, że dobrze może zarobić ten parapsycholog, który w praktyce potrafi stosować czarną magię. Na przykład rzucać klątwy. U doświadczonej wróżki kosztuje took. 400 zł. – Wróżki mają także sposoby, aby wybrana osoba nas pokochała. Cena rytuału miłosnego waha się od 200 do 600 zł – podaje Karolina Widera. Można też zamówić za 50 zł analizę duszy i kolejności wcieleń oraz za 150 zł wróżby przy użyciu wahadełka. Dla tych, którzy nie boją się duchów i działają w grupie, są seanse spirytystyczne. Jeśli weźmie w nim udział dziesięć osób, to w sumie zapłacą 5 tys. Ale często stawka za kontakt ze światem zmarłych ustalana jest indywidualnie.

[srodtytul]Zawodowcy[/srodtytul]

Kto myśli, że wróżbiarze czy bioenergoterapeuci to jakaś nieformalna, nieujęta w urzędniczych wykazach profesja, jest w błędzie. Na portalu Publicznych Służb Zatrudnienia Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej – wróżbita ma kod zawodowy 514903. Portal podaje, że to ktoś, kto: „świadomie wykorzystując wrodzone uzdolnienia do działania w obszarze zjawisk nadprzyrodzonych, dokonuje wglądu w przeszłe i przyszłe wydarzenia przy zastosowaniu ukształtowanych przez tradycję różnych form wróżenia, takich jak: karty (zwłaszcza tarot), kabała, I-cing (zgodnie ze starochińską Księgą przemian), chiromancja (wróżenie z ręki), katoptromancja i krystalomancja (przepowiadanie przyszłości za pomocą zwierciadła lub kryształu) itp.”. Do jego zadań zawodowych zalicza się: przepowiadanie przyszłości, czasem ujawnianie przeszłości – zależnie od przyjętej metody i poziomu wiedzy wróżbity – związane z konkretnym poradnictwem lub psychoterapią, udzielanie porad dotyczących zaginionych osób lub rzeczy, wyjaśnianie podłoża i uwarunkowań zjawisk określonych jako niezwykłe. Wróżbicie przypisane są też dodatkowe zadania zawodowe: „wykorzystywanie zdolności jasnowidzenia, jasnosłyszenia, wspieranie wróżenia zjawiskami mediumicznymi, wykorzystywanie telepatii, teleportacji oraz czerpanie z informacji zawartych w polach morfogenetycznych oraz stosowanie metod właściwych astrologii, numerologii, psychografologii lub innym biotronicznym dziedzinom”.

[srodtytul]Nauka też mówi: nie[/srodtytul]

Przeciwko takiemu ujęciu sprawy stanowczo protestuje świat naukowy, reprezentowany zwłaszcza przez fizyków z Polskiej Akademii Nauk z prof. Łukaszem Turskim na czele. – Nic nie wskóraliśmy, oprócz tego, że nagłośniliśmy tę historię – mówi profesor.

Mowa o liście naukowców „w obronie rozumu” skierowanym w zeszłym roku do minister pracy Jolanty Fedak. Podpisało go 5 tys. osób. Prof. Łukasz Turski, inicjator protestu przeciwko oficjalnemu uznawaniu zawodu wróża pisał: „Nie można czuć się bezpiecznie w państwie, w którym powstają takie dokumenty”.

– Im gorzej wykształcone społeczeństwo i niższy, tandetny poziom edukacji, tym łatwiej o popularność bardzo marnych jakościowo prądów umysłowych i filozoficznych. Ogólne nieuctwo temu sprzyja – martwi się profesor. Cieszy go natomiast, że powstaje coraz więcej ośrodków popularyzujących rzetelną naukę, z Centrum Nauki Kopernik w Warszawie na czele, gdzie tysiące młodych osób zdobywa naukowe obycie.

Leszek Kułak z kolei uważa, że zamiast emocjonalnego podejścia lepiej jest przyjąć, że takie potrzeby „na pograniczu” ezoteryki i wiedzy w ludziach istnieją. – Wróżby to być może rodzaj psychoterapii dla tych, którzy na prawdziwą psychoanalizę nie mogą się z różnych powodów zdecydować – komentuje.

Z bioenergoterapeutami sprawa jest bardziej skomplikowana. Oprócz tego, że mają swój kod zawodowy 514401 w urzędniczych statystykach i przypisane zadania, takie choćby jak: „rozpoznawanie zmian biopola, oczyszczanie energetyczne zaburzonych stref organizmu czy też udrażnianie merydianów (kanałów energii)”, to ci, którzy chcą być poważnie traktowani, muszą zaliczyć egzamin państwowy.

– W Polsce działa ok. 70 tys. bioenergoterapeutów i radiestetów – podaje Robert Grabowski, wiceprezes Polskiego Cechu Psychotronicznego, organizacji, która zrzesza 80 bioenergoterapeutów, radiestetów, masażystów. Cech należy do Łódzkiej Izby Rzemieślniczej. – Mało kto wie, że by zostać zawodowym bioenergeterapeutą, trzeba ukończyć kurs i zdać egzamin państwowy w izbie rzemieślniczej. Na rynku działa bardzo wiele osób, które tych warunków nie spełniają. Naszym zadaniem jest m.in. weryfikacja ich działalności – mówi.

Nie każdy może dostać się na kurs.

– Trzeba mieć predyspozycje, tzn. umiejętność pracy z energią oraz odpowiednie podejście emocjonalne. Większość bioenergoterapeutów odczuwa przepływy energetyczne – mówi Robert Grabowski, który, jak twierdzi, energię widzi.

Najczęściej predyspozycje sprawdza się za pomocą wahadełka, które działa jak barometr. – Nie ma w tym niczego groźnego ani nadzwyczajnego – zapewnia. Na kurs, który trwa osiem miesięcy, zgłaszają się osoby w każdym wieku, ale najczęściej od 35. roku życia. Przyjmowane są te z minimum średnim wykształceniem, ale są też fizycy, biolodzy, biofizycy, a nawet lekarze, choć w swoim środowisku się do tego nie przyznają. – Nasze metody dają efekty. Przy tym zawsze mówimy pacjentom, że podstawą leczenia jest medycyna akademicka. A my jesteśmy dodatkiem.

[srodtytul]Szkoły wróżbitów[/srodtytul]

Znakomity interes robią też wszelkiego rodzaju placówki, które często, choć nie zawsze, pod hasłem psychologii otwierają kierunki związane z psychotroniką. – To rodzaj asekuracji na zasadzie: panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek. Czyli ma być trochę naukowo i racjonalnie, a trochę ezoterycznie – mówi psycholog Dorota Jakubowska. – Taka mieszanka pewnie łatwiej się sprzedaje.

W Warszawie przez dziewięć miesięcy od stycznia można szkolić się na kursach tarota. Za dwa 3,5-godzinne spotkania w miesiącu czteroosobowa grupa płaci 300 zł. Na Wybrzeżu w jednej z placówek, która oferuje kierunek psychotroniczny cena za miesiąc wynosi 230 zł, ale nauka trwa dwa i pół roku. Z kolei na kursach korespondencyjnych Psychotronik opłata (materiały lekcyjne i opieka nauczyciela) wynosi 138,40 zł miesięcznie. Kurs trwa 20 miesięcy, a potem zdobyte kwalifikacje można potwierdzić, uzyskując dyplom zawodowy psychotronika w jednej z warszawskich placówek, które wykładają m.in. psychologię alternatywną.

W zeszłym roku Polacy na gry losowe w Totalizatorze Sportowym wydali nieco ponad dwa miliardy złotych, czyli mniej więcej tyle samo, ile na branżę ezoteryczną. Z tym, że przychody Totalizatora dość gwałtownie spadają, a branży ezoterycznej wręcz przeciwnie. – Wróżby to taki podatek od nadziei – podsumowuje jeden z przedstawicieli branży ezoterycznej.

Nie brakuje lekarzy, nauczycieli i profesorów akademickich. Szukają wskazówek nie tylko na przełomie roku, choć w tym czasie szczególnie, ale przez 12 miesięcy. Tak w każdym razie twierdzą przedstawiciele błyskawicznie rozwijającej się w Polsce branży ezoterycznej.

– Rynek ezoteryczny w Polsce wart jest nawet dwa miliardy złotych. Ta szokująco wysoka kwota obejmuje wszelkiego rodzaju usługi związane z magią, wróżbiarstwem, przepowiadaniem przyszłości, bioenergoterapią i uzdrawianiem, handlem kadzidełkami, amuletami, wydawnictwami ezoterycznymi, a także kursami i szkoleniami w tym zakresie – mówi Leszek Kułak, prezes spółki MIT SA, notowanej na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych, która ma w tym rynku spory udział i dobrze zarabia na „magicznych” potrzebach rodaków.

Pozostało 95% artykułu
Ekonomia
Witold M. Orłowski: Słodkie kłamstewka
Ekonomia
Spadkobierca może nic nie dostać
Ekonomia
Jan Cipiur: Sztuczna inteligencja ustali ceny
Ekonomia
Polskie sieci mają już dosyć wojny cenowej między Lidlem i Biedronką
Ekonomia
Pierwsi nowi prezesi spółek mogą pojawić się szybko