Największe kłamstwo, które słyszeli millenialsi? „Ucz się języków, zrobisz karierę”

Edukacja Praca Dołącz do dyskusji
Największe kłamstwo, które słyszeli millenialsi? „Ucz się języków, zrobisz karierę”

Jeszcze kilka czy kilkanaście lat temu szkoły językowe pękały w szwach, a każdy był przekonany, że nie ma lepszej inwestycji niż nauka tylu języków obcych, ile się tylko da. Niestety, wkuwanie słówek czy skomplikowanych konstrukcji gramatycznych niemieckiego, włoskiego czy francuskiego nie okazało się zwykle najlepszym pomysłem na podniesienie swoich kompetencji.

Czy nauka języków obcych ma jeszcze w ogóle sens? Na początek jedno ważne zastrzeżenie – jeśli chodzi o angielski, to z całą pewnością tak. Znajomość tego języka jest – i pewnie jeszcze długo będzie – niemal tak ważna, jak umiejętność dodawania i odejmowania.

Ale co z innymi językami? Millenialsom wmawiano, że znajomość 2-3 języków to przepustka do kariery. Że angielski nie wystarczy, trzeba znać jeszcze niemiecki czy francuski. A najlepiej niemiecki, francuski i do tego jeszcze jakiś mniej znany język. Szwedzki? Świetnie.

I millenialsi się uczyli języków na potęgę. Dzisiaj millenialsi są już często w wieku średnim i można się zastanowić, czy była to udana inwestycja.

Nauka języków obcych niekoniecznie się opłaciła

Czy dziś znajomość na dobrym poziomie niemieckiego czy francuskiego się opłaca? Jeśli znamy te języki na naprawdę dobrym poziomie, to pewnie tak. Ciągle jest mnóstwo ofert pracy dla osób, które władają językami w stopniu zaawansowanym. Ale co nam daje to, że znamy „względnie dobrze” niemiecki czy francuski? Koniec końców językiem biznesu pozostaje angielski. Jest więc bardzo prawdopodobne, że niemiecki klient będzie z nami rozmawiał po angielsku – nawet jak mamy zaliczony kurs B2 z tego języka.

Sytuacje prywatne? Wykształcony Niemiec, gdy się zorientuje, że jesteśmy obcokrajowcami, szybko przełączy się na angielski – nawet jak my zagailiśmy go po niemiecku. Francuz natomiast nie zawsze doceni nasz francuski, o ile nie jest on naprawdę perfekcyjny.

No ale to pół żartem, pół serio. Prawdziwym gamechangerem okazała się oczywiście technologia, a zwłaszcza AI. Dzisiaj translatory pozwalają już na tłumaczenie rozmów telefonicznych na żywo. Aż strach pomyśleć, co będzie dalej. Chipy tłumaczące rozmowy? Trudno powiedzieć, ale technologia sprawia, że ci, którzy poświęcili lata na naukę niemieckiego czy francuskiego muszą się czuć zawiedzeni. Tyle czasu wkuwali słówka i zgłębiali tajemnice różnych czasów i reguł gramatycznych. A teraz ta wiedza przestaje być właściwie użyteczna – translatory i tak przetłumaczą wszystko lepiej.

Nie mówiąc już o tym, że centrum światowej gospodarki mocno przeniosło się w kierunku Azji. Niemcy i Francuzi nie mają już tak mocnej pozycji, jak wtedy, gdy wchodziliśmy do Unii. Jeśli ktoś te 20 lat temu uczył się chińskiego, arabskiego czy koreańskiego, to mógł na tym wyjść nieco lepiej. Choć i jego pewnie możliwości translatorów muszą mocno irytować.