• benchmark.pl
  • Gry
  • Outcast: A New Beginning – gra od dinozaurów, dla dinozaurów. Recenzja
Outcast: A New Beginning – gra od dinozaurów, dla dinozaurów. Recenzja
Gry

Outcast: A New Beginning – gra od dinozaurów, dla dinozaurów. Recenzja

przeczytasz w 7 min.

Wiecie co jest najważniejsze w grach, które próbują powrócić po latach? Próba uchwycenia ducha pierwowzoru. I, o dziwo, to w Outcast: A New Beginning się udało. Problem w tym, że docenią to jedynie nieliczni.

ocena redakcji:
  • 4,2/5

Zauważyliście, że ostatnio twórcy gier coraz chętniej sięgają po naprawdę mocno zakurzone marki? Wydany całkiem niedawno Alone in the Dark to próba zrestartowania historii z 1992 roku. Wcześniej mieliśmy zaś choćby całkiem niezłe „odświeżenie” klasyków pokroju Resident Evil 4Dead Space, a także powrót legendy w postaci Final Fantasy VII Remake, które właśnie otrzymało część drugą – Final Fantasy VII Rebirth. A to jeszcze nie koniec, bo w kolejce już ustawiają się Gothic Remake, Metal Gear Solid Delta: Snake Eater, Silent Hill 2 czy nawet nasz polski Wiedźmin, którego pierwsza część ma zyskać całkowicie nowy blask. 

Pojawienie się w tym gronie tak niepozornego tytułu jak Outcast: A New Beginning przeszło jednak niemal bez echa. Raz, że każda ze wspomnianych wyżej gier w ten czy inny sposób stała się (bądź jest) częścią większego cyku, a dwa - ilu z Was tak naprawdę pamięta jeszcze pierwszą część Outcasta z 1999 roku? Ja pamiętam. I to bardzo dobrze, bo tytuł ten pozostawił we mnie niezatarte wspomnienia – i to nie tylko za sprawą fenomenalnie opowiadanej fabuły, ale też niezwykłego, jak na tamte czasy, otwartego świata. No i były tam jeszcze „Gwiezdne Wrota”. 

Z tym większym żalem żegnałem stojące za tym niesamowitym projektem Appeal Studios, którego bankructwo w 2002 roku spowodowało, że plany drugiej części zginęły w odmętach historii. A przynajmniej tak mi się wydawało. W 2014 roku dawni twórcy Oucast próbowali bowiem zebrać pieniądze na Kickstarterze na kontynuację swojej gry. I wiecie co? Zawiedli. Zdziwieni? Chyba nie, bo już wówczas marka ta spoczywała pod metrową warstwą kurzu. I żeby nie było – dziesięć lat później wcale nie jest lepiej, choć znaleźli się i tacy co przywitali Outcast: A New Beginning z wypiekami na twarzy. Kto taki? No cóż, niegdyś młodzi, zapaleni gracze, dziś zgryźliwe, growe dinozaury. Dokładnie takie jak ja.

Outcast: A New Beginning, czyli zabawa w rozmawianie

Nie przesadzę pisząc, że pierwsze godziny gry spędza się tutaj na rozmowach. I to nie jakichś krótkich, a trwających czasem niemal i bite 6-7 minut – wszystko zależy od ilości tematów dostępnych w charakterystycznym kole dialogowym. A jako że zawsze składa się ono z dwóch warstw – tej przygodowej, która dotyczy toczących się aktualnie zadań i tej opisowej – w której poznajemy świat gry, jego bohaterów, kulturę i ogólnie wszystko co składa się na „lore” nowego Outcasta, to i dla bardzo dociekliwych graczy może to być test cierpliwości.

By nikt nie zgubił się w gąszczu serwowanych tu informacji twórcy zastosowali ciekawy zabieg – najważniejsze dane podawane są zawsze pogrubioną czcionką (o ile mamy włączone napisy), a dodatkowo w każdym momencie rozmowy możemy wywołać pasek boczny ze słowniczkiem dokładnie wyjaśniającym znaczenie tychże słów. Nie powiem, rozwiązanie to nawet dla mnie, weterana planety Adelfa, okazało się niezwykle pomocne – ilość informacji podawanych nam już na wstępie naszej przygody potrafi dosłownie przytłoczyć. A dalej jest tego jeszcze więcej.

Outcast: A New Beginning - świetnie zaprojektowany świat Adelfy

Outcast: A New Beginning - rozmowa z szamazemOutcast: A New Beginning - słowniczek podczas rozmowy

W grze mamy 7 wiosek i kilka dodatkowych miejscówek, w których, prócz głównych aktorów tej opowieści, można porozmawiać w zasadzie z każdą napotkaną postacią. Wiecie co to oznacza, prawda? Że słuchania i czytania jest w Outcast: A New Beginning na morgi, a to z pewnością niejednego młodszego wiekiem gracza z miejsca odrzuci. Szczególnie, gdy śledząc wydarzenia rozgrywające się na ekranie trzeba łączyć ze sobą te wszystkie nazwy, postacie, obrzędy i ogólne zależności między wioskami. 

Cała gra opiera się zresztą o współzależności. System misji jest bowiem tak skonstruowany, że nierzadko, żeby wykonać dane zadanie, będziemy podróżować pomiędzy wioskami szukając w nich pomocy. W błyskawicznym skrócie to coś jak „przysługa za przysługę”, tyle że w znacznie większej skali, bo niemal każda misja Outcast: A New Beginning składa się z wielu etapów. Czasem wymagają one od nas wykonania innego zadania, w zupełnie innym miejscu mapy, a czasem poczekania na rezultat, co pozwala nam zająć się czymś innym, a jednocześnie sprawia wrażenie, że świat Adelfy faktycznie żyje. 

No bo skoro tkacz ma wyprodukować koce do okrycia jaja, które dodatkowo potrzebuje czasu na inkubację to czemu by tego faktycznie w grze nie pokazać. I to jest jeden z tych elementów, który w Outcast: A New Beginning bardzo mi się spodobał. 

Outcast: A New Beginning - dziennik zadań

Outcast: A New Beginning - etapy zadaniaOutcast: A New Beginning - rozmowa w Bidzie

Fabuła, która miło zaskakuje i trochę rozczarowuje

Nie powiem, jako zagorzały fan „jedynki”, mocno liczyłem na powtórkę z fabułą tak nieoczywistą i zaskakującą jak to tylko możliwe. Niestety, do tego poziomu serwowanej nam w Outcast: A New Beginning opowieści sporo brakuje. Twórcom udało się jednak zachować ducha oryginału i całość prezentuje się naprawdę nieźle. Oto wracamy bowiem na planetę Adelfa po 20 latach od wydarzeń, które miały miejsce w pierwszej części gry. Nie jest to jednak miły powrót, bo szybko okazuje się, że nasz bohater był martwy i został przywrócony do życia przez Yodów - bogów Adelfy. A po co? To chyba jasne – żeby znów uratować Talan i całą planetę przed najeźdźcami.

Nie będę zdradzać Wam tutaj dalszego ciągu tej historii. bo nie ma co psuć nikomu zabawy. Dopowiem tylko, że z mojej perspektywy – fana pierwszego Outcasta, serwowana nam tu opowieść jest całkiem intrygująca, choć przez to „bieganie” po różnych wioskach i wykonywanie poszczególnych misji całość dośc szybko wyraźnie traci impet. Co więcej, pod koniec miałem nieodparte wrażenie, że coś jest tu „nie halo” – albo twórcy zostali przymuszeni goniącymi ich terminami do spłycenia finału albo podczas mojej gry zdarzył się jakiś bug (których niestety jest tu całe mrowie) i przez niego ucięło mi część filmu wyjaśniającego wydarzenia z końca gry. Po prostu zdarzenia, których byłem świadkiem jakoś nie do końca mi się kleiły. No ale może to tylko moje wrażenie.

Outcast: A New Beginning - przerywnik filmowy

Otwarty świat, który chce się eksplorować

Choć od czasów pierwszego Outcasta minęło 25 lat wciąż z sentymentem wspominam niezwykły świat tejże gry. Mimo, że całość oparta była wówczas na vokselach, a rozdzielczość nawet jak na tamte czasy była dziwaczna (wyobraźcie sobie obraz 512x384, gdy inne, pecetowe gry oferowały już minimum 800x600) to i tak Adelfa z 1999 roku pozostawiła po sobie niezatarte wspomnienia. Jasne, nie da się zaprzeczyć, że sporym magnesem tego tytułu były portale do złudzenia przypominające te z filmu i serialu Gwiezdne Wrota, z „pływającą” taflą energii. 

Dziś nikt nie będzie już pewnie w taki sposób patrzeć na owe kamienne wrota (bo i o samym serialu pamiętają chyba tylko nieliczni), stąd też ich wygląd w Outcast: A New Beginning nie budzi już takich emocji stając się po prostu nieco innym patentem na szybką podróż. Trochę szkoda, ale najwyraźniej coś trzeba było poświęcić, by w zamian za to dać nam naprawdę niesamowicie zróżnicowany, świetnie wyglądający świat. Jasne, poziom Avatar: Frontiers of Pandora to to nie jest, ale i tak świat gry prezentuje się tu nadzwyczaj okazale. Szczególnie, że nie jest to przecież wysokobudżetowa produkcja, za którą stały miliony dolarów.

Outcast: A New Beginning - plecak odrzutowy

Uprzedzając pytania, średni budżet Outcast: A New Beginning widać na niemal każdym kroku – a to aktywności poboczne porażają swoją powtarzalnością, a to świat Adelfy przez większość czasu wydaje się aż nazbyt pusty, a to znowu sztuczna inteligencja i animacje przeciwników każą sobie zadać pytanie, który to właściwie mamy rok. A jednak, mimo tych wszystkich niedoskonałości sama eksploracja tego świata sprawia niesamowitą wręcz frajdę. Nawet nieco drewniane strzelanie i taki sobie rozwój bohatera potrafią dostarczyć sporej satysfakcji. Po prostu cały czas czujemy w tej grze jakiś progres.

Outcast: A New Beginning - jedna w wiosek w grze

Outcast: A New Beginning - mapa świataOutcast: A New Beginning - strzelanie

Fenomenalny klimat i masa niedoróbek

No niestety, choć Outcast: A New Beginning ma w sobie sporo z oryginału, łącznie z absolutnie fantastyczną muzyką (kto nie słyszał tej z pierwszej części niech koniecznie nadrobi zaległości – OST z tamtej gry dostępne jest na Spotify), to jednak przeniesienie całości w nextgenowe realia wyszło tutaj dość średnio. O masakrycznej ilości błędów i niedoróbek już co prawda wspominałem, ale trzeba tu dopowiedzieć, że niektóre bywają tu z gatunku „mam dość, wywalam tę grę z dysku”. 

Na szczęście twórcy nie porzucili swojego dzieła zaraz po premierze i co jakiś czas trafiają doń kolejne aktualizacje. I to cieszy, szczególnie, że widać także, że głosy fanów mają dla studia znaczenie. I tak jednym z niesamowicie irytujących elementów były wyścigi nom-nomów, czyli latających płaszczek, których sterowanie końcówkami „skrzydeł” wołało o pomstę do nieba. Próbowałem zmierzyć się z tym wyzwaniem kilkukrotnie i niestety nie dawałem rady. Okazało się jednak, że w jednej z kolejnych poprawek cały schemat sterowania uproszczono i wreszcie da się czerpać przyjemność z tego zadania.

Outcast: A New Beginning - brońOutcast: A New Beginning - wódz Rumbar

Sporo rzeczy w Outcast: A New Beginning wydaje się też niepotrzebnych albo nie do końca przemyślanych. Dla przykładu przez całą grę trwająca ponad 40 godzin (no cóż, jestem typem gracza, który kocha lizać ściany) skorzystałem z opcji tworzenia mikstur może ze trzy razy. Co więcej, gdybyście zapytali mnie teraz jakie w ogóle można tu tworzyć eliksiry odpowiedziałbym, że coś do uleczania się i zwiększania obrażeń. Chyba, bo reszty nie pamiętam. I nie myślcie, że to dlatego, że gra jest piekielnie łatwa i że w niej się nie ginie. Oj, nie, ginie się. Nawet czasem trzeba zginąć, bo „wizyty” u Yodów – bogów Adelfy, w ten czy inny sposób pchają opowieść do przodu. A do uleczania się wystarczą zbierane roślinki, które może nie dają takiego efektu jak eliksiry, ale jest ich wszędzie pełno. Wystarczy się schylić.

Szkoda też trochę, że ktoś mocniej nie pochylił się nad polskim tłumaczeniem gry. Co prawda mamy tu zarówno dubbing jak i możliwość włączenia angielskich głosów i polskich napisów, co samo w sobie się chwali, ale translacja w wielu miejscach potężnie zawodzi wywołując niepotrzebną frustracje, że czegoś do końca nie zrozumieliśmy. I nie mam tu na myśli tych wszystkich opisów świata czy prowadzonych dialogów, które zrealizowane są fenomenalnie. Problem dotyczy tekstów znajdujących się w menu – od dzienników, poprzez opisy misji. 

Outcast: A New Beginning - świetnie wyglądający otwarty świat

Outcast: A New Beginning – czy warto kupić?

Jak dla mnie jak najbardziej warto ten tytuł kupić. Musicie jednak pamiętać, że przemawia przeze mnie ogromny sentyment jakim darzę pierwszą część tej gry. Outcast z 1999 roku to jedna z moich ukochanych gier, która ćwierć wieku temu zrobiła na mnie przepotężne wrażenie. Mimo mojej miłości do tej marki dostrzegam jednak sporą ilość wad, które trapią nową odsłonę przygód Cuttera Slade’a.

Powiedzmy sobie jednak szczerze – to nie jest gra dla nowego pokolenia graczy! Outcast: A New Beginning stworzony został przede wszystkim dla fanów pamiętających pierwszą odsłonę gry, którzy dziś liczą już sobie grubo ponad 40 wiosen. Tylko oni bowiem docenią osobliwy klimat tego tytułu, liczne żarty i nawiązania do popkultury z początków XXI wieku, a także fenomenalnie przygotowany „lore”, czyli całą osnowę fabularną tejże gry, z bohaterami, kulturą i związkami przyczynowymi. 

Outcast: A New Beginning - żarty
Żarty w Outcast: A New Beginning rozbawią pewnie wyłącznie tych ze sporą już ilością siwych włosów na głowie

Szkoda, że Outcast: A New Beginning nie mógł sobie pozwolić na większy budżet. Szkoda braku jakiegoś większego szumu wokół tego tytułu i szkoda, że nie została ona lepiej dopracowana na swoją premierę. Ale wiecie co? Mimo że to nisza i raczej średni budżet ja przy tej grze bawiłem się lepiej niż przy niejednym, głośnym hicie ostatnich miesięcy. I niech to będzie moja rekomendacja tego tytułu dla wszystkich równie starych pierników, którzy podobnie jak ja z nostalgią wspominają pierwszą przygodę na planecie Adelfa i którzy potrafią przymknąc oko na pewne niedoróbki. Wy wszyscy powinniście tu bawić się doskonale.

Outcast: A New Beginning - muzeum Ulukai

Opinia o Outcast: A New Beginning [PC]

Plusy
  • nieźle wyglądający i całkiem pomysłowo zaprojektowany otwarty świat
  • fenomenalnie przygotowany „lore”, czyli cała osnowa fabularna
  • całkiem intrygująca fabuła, którą przyjemnie się śledzi
  • świetnie wykreowane postacie, zarówno te pierwszo-, jak i drugoplanowe
  • ciekawie zaprojektowany system misji, który wymaga czasem odczekania na skutek naszych działań
  • bardzo przyjemna eksploracja
  • sporo nawiązań i żartów przygotowanych dla growych dinozaurów
  • całkiem niezła oprawa wizualna
  • świetna, wywołująca miłe wspomnienia, ścieżka dźwiękowa
  • bardzo dobrze dobrane głosy w angielskim dubbingu
  • dla fanów „jedynki” prawdziwa perełka
Minusy
  • słynne portale Daoka to obecnie cień tych z pierwszego Outcasta
  • sporo najróżniejszych bugów, które niepotrzebnie uprzykrzają rozgrywkę
  • fabuła ginie trochę za bardzo pośród misji rzucających nas po całej Adelfie
  • czasem nazbyt pustawy świat
  • mało oryginalne, powtarzalne aktywności poboczne
  • drewniane animacje przeciwników i marna sztuczna inteligencja
  • taka sobie walka
  • końcówka gry wygląda na sztucznie skróconą
  • polskie tłumaczenie w miejscu miejscach mocno mija się z oryginałem

  • Grafika:
    • 4.0 / Dobry
  • Dźwięk:
    • 5.0 / Bardzo dobry
  • Grywalność:
    • 4.0 / Dobry

Ocena końcowa

84% 4.2/5

Grę Outcast: A New Beginning (PS5) na potrzeby recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od jej wydawcy - firmy PLAION Polska

W artykule znajdują się linki afiliacyjne, przekierowujące do zewnętrznych stron zawierających produkty i usługi, o których piszemy. Otrzymujemy wynagrodzenie za umieszczenie linków afiliacyjnych, jednakże współpraca z naszymi Partnerami nie ma wpływu na treści zamieszczane przez nas w serwisie, w tym na opinie dotyczące produktów i usług Partnerów.   

Komentarze

0
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.

    Nie dodano jeszcze komentarzy. Bądź pierwszy!