Place zabaw tętnią życiem. "Są mamy, które wiedzą wszystko"

Place zabaw tętnią życiem. "Są mamy, które wiedzą wszystko"

Place zabaw stanowią często główne miejsce sąsiedzkich plotek / zdjęcie poglądowe
Place zabaw stanowią często główne miejsce sąsiedzkich plotek / zdjęcie poglądowe
Źródło zdjęć: © East News | Karol Makurat
Aleksandra Lewandowska
14.04.2024 06:50, aktualizacja: 18.04.2024 12:18

- Wystarczy, że poszłam z dziećmi na plac zabaw. Pięć minut i wiedziałam wszystko. Że "Basia, Kasia, Zosia i Gosia pokłóciły się z mężami", a "Hanka wzięła pożyczkę na Thermomixa, żeby tylko się nim pochwalić" - opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską Magda z Warszawy, mama dwójki dzieci.

Place zabaw znajdują się na starszych, jak i nowszych osiedlach. To właśnie na nich dochodzi do pierwszych spotkań dzieci i rodziców. To na nich rozwiązywanych jest także wiele konfliktów sąsiedzkich. Ale nie tylko. Jako centrum lokalnego życia place zabaw stanowią często główne "siedlisko" sąsiedzkich plotek. Jak opowiada Magda, jedna z rozmówczyń WP Kobieta, wielokrotnie wystarczyło tylko pięć minut na placu zabaw, by dowiedziała się wszystkiego o mieszkańcach.

- Matki, które chodzą tam z dziećmi, są jak kółko różańcowe. Spotykają się zazwyczaj o tej samej godzinie, siedzą sobie na ławce, jednym okiem patrzą na dzieci i plotkują - mówi.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Jak kółko różańcowe"

Magda i jej mąż mieszkają z dwójką małych dzieci na jednym z osiedli na warszawskich Bielanach. Do wymarzonego mieszkania wprowadzili się dopiero kilka miesięcy temu, więc można uznać, że są nowymi sąsiadami. Na plac zabaw chodzą z dziećmi na zmianę. Magda jednak częściej, ponieważ jej mąż często pracuje popołudniami.

- Jeżeli chodzi o nasze osiedle, plac zabaw jest często zapełniony. Z dziećmi wychodzą w większości przypadków matki bądź nianie, zależy o jakiej porze. Ja z moją dwójką chodzę tam zazwyczaj po południu. Wtedy są tam też mamy, które wiedzą wszystko o wszystkich - opowiada.

- Na początku próbowałam się z nimi zapoznać. Nie spodobało mi się jednak to, że zaczęły mnie wypytywać - o nasze życie rodzinne, dzieci, pracę, mieszkanie. Interesowało je dosłownie wszystko, co nas dotyczyło. Tak, jakby zbierały informacje - stwierdza Magda.

Z biegiem czasu zauważyła, że matki wzajemnie rozpowiadają plotki o sąsiadach.

- Kiedy mnie lepiej poznały, zaczęły mi ufać. Wystarczy, że poszłam z dziećmi na plac zabaw. Pięć minut i wiedziałam wszystko. Że "Basia, Kasia, Zosia i Gosia pokłóciły się z mężami", a "Hanka wzięła pożyczkę na Thermomixa, żeby tylko się nim pochwalić" - ujawnia.

Magda nie wytrzymała długo w towarzystwie plotkujących mam. Po kilku spotkaniach na placu zabaw zaczęła ich unikać, wychodząc z dziećmi godzinę później niż zwykle - tak, aby tylko ich nie spotkać.

"A to pani ma tę nianię, nie?"

Podobnie było w przypadku Patrycji, mamy czteroletniej Zuzi, która razem z mężem i córką mieszka na jednym z osiedli na krakowskich Grzegórzkach. Choć oboje starają się poświęcać córce jak najwięcej czasu, z racji rozwoju zawodowego zdecydowali się zatrudnić nianię, która pomaga w opiece nad Zuzią. Rano odprowadza ją do przedszkola, potem odbiera, wychodzi też na osiedlowy plac zabaw.

- Nasza niania jest dla nas ogromną pomocą i nie będę tego ukrywała. Dla Zuzi jest ulubioną ciocią. Dla mnie najważniejsze jest to, że moje dziecko ją bardzo lubi - stwierdza Patrycja.

- Umówiłyśmy się, że niezależnie od pogody - no, może oprócz deszczu, nasza niania będzie codziennie wychodziła z Zuzią na spacery i plac zabaw, żeby dziecko miało dużo świeżego powietrza i uodporniło się na zarazki. Wiadomo, jak to jest teraz w przedszkolach - dzieci strasznie chorują. I tak też nasza niania robiła. Powiedziała mi jednak, że matki z placu zabaw zasypują ją pytaniami - opowiada w rozmowie.

Patrycja postanowiła sprawdzić, co takiego interesuje wścibskie mamy.

- Pewnej soboty to ja wyszłam z córką na plac zabaw. Nie wiem, czy minęło dziesięć minut, zanim do mnie podeszły, a z ust jednej z nich padło pytanie: "a to pani ma tę nianię, nie?". Wtedy już wiedziałam, że to o nie chodziło naszej niani - wspomina.

Patrycja na początku tylko słuchała, co do powiedzenia mają sąsiadki-matki. Kiedy zaczęły ją dopytywać o prywatne sprawy, szybko ucięła rozmowę i ukróciła ich zainteresowanie.

- Powiedziałam, że dziękuję za ich ciekawość i troskę, ale jej nie potrzebuję - ani ja, ani mój mąż. Grzecznie poprosiłam o to, by nie dręczyły naszej niani, bo nie będzie odpowiadała im na pytania dotyczące mojej rodziny pod moją nieobecność. To był krótki, ale konkretny komunikat. Jak się okazało - wystarczył. Od tamtej pory mamy spokój - podsumowuje.

"Żadne dziecko nie może być lepsze"

Plotki i wścibskość ze strony sąsiadek-matek to na szczęście nie wszystko, co może przytrafić się na placu zabaw. Anna z Warszawy przyznaje, że choć z tym pierwszym były niestety związane jej początki na osiedlowym placu zabaw, ostatecznie poznały na nim z córką przyjaciółki - Dorotę i jej córkę Marysię.

- Zaczęło się od tego, że ja i Dorota spędzałyśmy czas na placu zabaw tylko z córkami, odcinając się trochę od innych mam. Po pewnym czasie obie to zauważyłyśmy i pierwsza wyciągnęłam rękę. Zagadałam do Doroty. Zaczęłyśmy się spotykać najpierw na placu zabaw, a potem już poza nim. Nasze córki zostały szybciej przyjaciółkami niż my - opowiada Anna.

Dodaje jednak, że poznanie kogoś na placu zabaw, kto nie zaczyna rozmowy od pytań: "a czym się zajmujesz?", "a kim jest twój mąż?", "a długo już tu mieszkacie?", graniczy z cudem. Ona sama nigdy nie lubiła wtrącać się w czyjeś życie i prywatność, dlatego też nie życzyła sobie tego typu pytań.

- Dopóki moja córka nie poszła do przedszkola i nie poznałam innych mam, nie sądziłam, że kobiety potrafią być takie wścibskie, czasem nawet zołzowate. Z całym szacunkiem do kobiet, bo wiem, że nie wszystkie takie są, to jest po prostu przerażające - mówi Anna.

- Wśród mam w przedszkolu czy na placu zabaw panuje kilka zasad. Główną jest ta, że żadne dziecko nie może być lepsze od ich dziecka, bo wtedy to przysłowiowa kaplica. Zrobią wszystko, żeby udowodnić i tobie i twojemu dziecku, że im nie dorównujecie - oznajmia w rozmowie.

Jak przyznaje, "osobiście ją to nie rusza". Nie ukrywa jednak, że jest jej przykro, kiedy widzi smutek na twarzy swojego dziecka. A wpływ na to mają przede wszystkim matki dzieci z przedszkola oraz placu zabaw, ich podejście i "chora rywalizacja, jaką tworzą".

Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (374)
Zobacz także