To nie szkoła w Skandynawii. To wiejska podstawówka w Binczarowej

Joanna Biszewska
Dzieci mają lekcje w kuchni, bo przy herbacie lepiej im się uczy. W stolarni wbijają gwoździe. W klasach mają fotele i dywany. To nie prywatna szkoła ze skandynawskimi ambicjami. To państwowa, wiejska podstawówka. Dyrektorka i dyrektor szkoły opowiadają o tym, jak udało im się stworzyć szkołę, którą się kocha.

Joanna Biszewska: Kiedy zobaczyłam zdjęcia Państwa szkoły w sieci, pomyślałam, że byłoby wspaniale, aby wszystkie dzieci miały takie warunki do nauki. Dzieci z Binczarowej mają szczęście.

Wiesław Szczepanek, dyrektor szkoły podstawowej im. Adama Mickiewicza w Binczarowej, uczy chemii i informatyki: A jaki mamy malowniczy widok z okien. Nasza wioska to przedmurze Beskidu Niskiego, jesteśmy wciśnięci pomiędzy góry. Z dwóch stron mamy pasmo górskie, jest też widok na przełęcz. Binczarowa to taka nasza enklawa. (śmiech).

W szkole uczy się prawie 200 dzieci. W oddziałach przedszkolnych 75. Skąd dojeżdżają dzieci?

Wszystkie są z Binczarowej.

A ja doczytałam, że w wiosce mieszka niecałe 2 tys. ludzi.

Nasi uczniowie i uczennice pochodzą z rodzin, w których jest po troje, czworo dzieci, a czasami nawet i więcej. Mamy dla kogo dopieszczać szkołę.

Dzieci same dojeżdżają do szkoły?

To zależy. Zimą dzieci przywożą rodzice samochodami. Często jest tak, że jedna mama wozi swoje dzieci i dzieci sąsiadki. Wiosną i latem starsze dzieci przyjeżdżają do nas na rowerach, hulajnogach.

A o której zaczynają się lekcje?

Anna Czyżycka, zastępczyni dyrektora, polonistka: O 8.00 rano. Mamy jednozmianowość. Trzy lata temu rozbudowaliśmy szkołę, dzięki temu wszystkie klasy zaczynają o tej samej godzinie. Młodsze dzieci kończą lekcje o 12.00, potem mają zajęcia świetlicowe. Szkołę otwieramy wcześniej, już o 7.00.

Wiesław Szczepanek: O 7.30 to już większość dzieci mamy w szkole.

Nie mogą spać?

ACz: Lubią szkołę. Przychodzą, żeby przed lekcjami pograć w gry, które mamy na korytarzach. Też chcą posiedzieć i pogadać na sofach, pobujać się w huśtawkach. Pobyć ze sobą, zanim rozpoczną się lekcje.

Uczniowie podczas przerwyUczniowie podczas przerwy fot: archiwum prywatne, Szkoła Podstawowa im. Adama Mickiewicza w Binczarowej

WSz: Na dole w korytarzu mamy strefę muzyczną. Dzieci mają do dyspozycji gitary, ukulele i świetne bębny, różne rodzaje, nawet te oceaniczne. 7.30 rano, a ja słyszę, że już tłuką. Bębny są bardzo wdzięczne do gry. Każdy, jeśli tylko umie wystukać rytm, jest w stanie coś zagrać.

Nie boli pana głowa?

Wolę to, niżby przychodzili do szkoły, siadali na ławkach i każde patrzyło się w swój telefon. Niech się powygłupiają. Poza tym, jak potłuką w bębny przed lekcjami, czy na przerwach, to na lekcjach są bardziej skoncentrowani.

Na szkolnym korytarzu uczniowie mają do dyspozycji kącik muzycznyNa szkolnym korytarzu uczniowie mają do dyspozycji kącik muzyczny fot: archiwum prywatne, Szkoła Podstawowa im. Adama Mickiewicza w Binczarowej

Nauczyciele też tak lubią przychodzić do pracy, jak uczniowie na lekcje?

WSz: Mamy stałą kadrę. Jeśli mamy jakieś rotacje, to wynikają z tego, że nauczycielki na jakiś czas odchodzą na macierzyński czy wychowawczy. Pracują z nami ludzie, którzy mają satysfakcję z tego, co robią w pracy. Dobrze się chyba u nas czują.

ACz: To jest tak, że jak człowiek czuje się ważną częścią zespołu, częścią szkoły, to nie rezygnuje, nie odchodzi, widzi sens i cel swojej pracy, jest zmotywowany.

A czy ja dobrze czuję, że szkoła podstawowa w Binczarowej to centrum życia wioski?

ACz: Jest jeszcze kościół i dom kultury. Ale to prawda, nasza szkoła jest dla wszystkich mieszkańców Binczarowej, nie tylko dla dzieci.  W tym roku w naszej sali gimnastycznej Koła Gospodyń Wiejskich z całej gminy zorganizowały swój przegląd. Była nietuzinkowa impreza.

W Dzień Babci i Dzień Dziadka zapraszamy wszystkie babcie i wszystkich dziadków, nikogo nie pomijamy. W sali gimnastycznej organizujemy naprawdę dużą imprezę dla seniorów. To nas scala.

Dzień Babci i Dzień Dziadka - międzypokoleniowa impreza dla mieszkańców BinczarowejDzień Babci i Dzień Dziadka - międzypokoleniowa impreza dla mieszkańców Binczarowej fot: archiwum prywatne, Szkoła Podstawowa im. Adama Mickiewicza w Binczarowej

WSz: Bardzo często pytamy rodziców naszych uczniów i uczennic o to, w którą stronę mamy iść jako szkoła. Musimy wiedzieć, na czym stoimy. I sporo rodziców prosi o to, aby szkoła była centrum życia społecznego.

ACz: To zrozumiałe. My mamy świetną bazę, żal z tego nie korzystać. Mamy dużą salę gimnastyczną, scenę, zadbany teren wokół szkoły z placami zabaw, boiskiem, ławkami, zielenią.

Rozumiem, że bramy szkoły nie są zamykane w momencie, kiedy kończą się lekcje.

WSz: Nie. Boisko jest dostępne dla dzieci i młodzieży przez cały czas, też w weekendy. Młodzież lubi się tutaj umawiać, spotykać. Nasz konserwator umie rozmawiać z młodymi i wie co robić, by szacunek był obustronny i naturalny. Wie co robić, by traktowali to, co jest wokół szkoły tak, jak swoje i dbali o to.

ACz: Zakładamy, że wszystko, co należy do szkoły, należy też do naszych dzieci. Przed szkołą mamy leżaki, tzw. Zieloną Czytelnię. Na korytarzach sofy, hamaki, instrumenty muzyczne, bilardy świata, deski balansujące. Myślę, że właśnie dzięki temu, że nic przed dziećmi nie ukrywamy, to uczymy ich odpowiedzialności i poszanowania do szkolnych sprzętów. Chyba całkiem nieźle nam to wychodzi.

Dyrektorka Anna Czyżycka i dyrektor Wiesław Szczepanek wręczają dyplomy swoim uczennicomDyrektorka Anna Czyżycka i dyrektor Wiesław Szczepanek wręczają dyplomy swoim uczennicom fot: archiwum prywatne, Szkoła Podstawowa im. Adama Mickiewicza w Binczarowej

I w szkole nie ma zniszczeń?

WSz: Pewnie, że czasem coś się popsuje. Ostatnio zerwała się struna w gitarze. Przynajmniej wiemy, że dzieci korzystają ze szkolnych sprzętów. Nie mamy w szkole niszczenia celowego. Pewnie wynika to z tego, że jak coś kupujemy nowego do szkoły, np. sofy, gry, to mówimy dzieciom, że to jest dla nich, że to jest ich. To działa, jak w życiu. Jak się coś ma własnego, to się to szanuje. A jeśli czegoś się używa, to normalne, że się będzie niszczyć. Szkoła to nie muzeum.

Szkolny korytarz może być przytulnySzkolny korytarz może być przytulny fot: archiwum prywatne, Szkoła Podstawowa im. Adama Mickiewicza w Binczarowej

W Państwa szkole korytarze wyglądają jak salony. Dywany, welurowe sofy, stoliki. To rzadkość. Wciąż większość szkolnych korytarzy to puste przestrzenie z zakazem biegania.

ACz: Kupiliśmy wygodne sofy i zaprojektowaliśmy strefy wypoczynkowe dla naszych dzieci. Wydawało nam się, że super zagospodarowaliśmy tę przestrzeń. Minęła chwila, patrzymy, a starsi uczniowie przenieśli sofy w zupełnie inne miejsce i połączyli je ze sobą. Pozdejmowali buty, wyłożyli nogi i leżą jedno na drugim. Ale widać tak jest im wygodnie, tak chcą spędzać ze sobą czas. I pozwalamy im na to. Nie chowają się po kątach, po toaletach.

W państwa szkole do dyspozycji uczniów i uczennic jest kuchnia, warsztatownia. W takiej przestrzeni to aż żal, aby każda klasa była przypisana do jednej sali.

ACz: Mamy różne pracownie. Wszystkie tak zaaranżowane, by dawały możliwość rozwijania takich kompetencji, które będą dzieciom potrzebne w życiu.

Lekcje staramy się organizować tak, aby były w formie warsztatów, nie wykładów. Dzieci ze wszystkich klas przemieszczają się po całej szkole. To jest ich przestrzeń. Podobnie funkcjonują dzieci z przedszkola. Oprócz swoich sal mają jeszcze dodatkowo salę zabaw, plac zabaw i boisko. Też nie siedzą cały dzień w jednej salce.

Szkolna kuchnia - w tym pomieszczeniu wszyscy chcą mieć lekcje!Szkolna kuchnia - w tym pomieszczeniu wszyscy chcą mieć lekcje! fot: archiwum prywatne, Szkoła Podstawowa im. Adama Mickiewicza w Binczarowej

WSz: W szkole mamy tradycję, że dzieci z oddziałów przedszkolnych i z najmłodszych klas przychodzą do naszej pracowni kuchennej, aby robić muffiny. Każde dziecko w swoje urodziny wraz z nauczycielkami i swoją grupą piecze w szkole urodzinowe ciastka.

ACz: Po całej szkole roznosi się zapach. Od razu wiadomo, że mamy w szkole urodzinową imprezę.

WSz: Chociaż, muszę przyznać, że niektóre strefy na korytarzach są zarezerwowane przez starszych uczniów.

Ośmioklasiści mają szczególne prawa?

ACz: Wyremontowaliśmy dla nich wejście na strych - zresztą według ich pomysłu. Jeszcze kilka lat temu wejście na strych było zamknięte, wisiał napis: "Zakaz wstępu". Nie ma po tym śladu.

WSz: Widzieliśmy, że ośmioklasistów ciągnie na samą górę, cały czas wchodzili na schody. Dawali nam znaki, że potrzebują nobilitacji. Postanowiliśmy, że z ich pomocą wyremontujemy dla nich tę przestrzeń. Mają tam siedziska, grafitti, taki swój świat.

ACz: Pamiętam, że kiedy uczennice zaczęły szukać puf to tej strefy, to najbardziej podobały im się te z Hiszpanii.

WSz: Nie udało nam się tych puf z Hiszpanii dla nich sprowadzić. Mają trochę inne siedziska niż te, które sobie wymarzyli. Ale bardzo podobne.

Młodsze klasy nie zazdroszczą najstarszym uczniom "prywatnej strefy"?

ACz: Młodsze dzieci mają swoje kąciki z miękkimi belkami, dywanami, grami, strefami do czytania. Spędzają tam przerwy. I wcale nie trzeba dzieci jakoś szczególnie pilnować. Nasi nauczyciele i nauczycielki nie chodzą po korytarzach jak policjanci. Nadzór sprawują z dala.

A najczęściej siedzą z dzieciakami i rozmawiają, bądź zwyczajnie obserwują. Przyglądanie się ludziom w sytuacjach zabawy czy rozmowy dostarcza mnóstwa informacji. A jeśli jako nauczyciele mamy te informacje, możemy nazwać potrzeby dzieci, możemy je wspierać i pomagać.

Czasami trzeba wyjść z klasy, żeby lekcje była ciekawszaCzasami trzeba wyjść z klasy, żeby lekcje była ciekawsza fot: archiwum prywatne, Szkoła Podstawowa im. Adama Mickiewicza w Binczarowej

Czyli można czuć się w szkole swobodnie?

WSz: Czasami nauczyciele i nauczycielki podczas lekcji wychodzą z dziećmi z klas na korytarz, na podwórko albo na plac zabaw, bo akurat potrzebują więcej przestrzeni, ciasno im w salach.

Długi korytarz świetnie się sprawdza na matematyce, kiedy trzeba poznać jednostki długości. Żeby nauczyć o kątach prostych czy rozwartych, można iść na plac zabaw. Sporo przykładów kątów można znaleźć np. na karuzeli.

ACz: Mamy też obok szkoły wiejską łąkę. Z niej też korzystają nauczyciele i nauczycielki. Nie ma czegoś takiego, że ogranicza nas przestrzeń.

Zastanawiam się, jakie zajęcia są prowadzone w szkolnej kuchni. W planach lekcyjnych i w podstawie programowej nie ma przecież żadnych zajęć praktycznych, tym bardziej warsztatów z gotowania. Klasy 4-6 mają raz w tygodniu technikę, ale co można zrobić przez 45 minut? Do czego przydaje się szkolna kuchnia?

ACz: Schodzą tam dzieci i nauczyciele na godzinę wychowawczą. Przy herbacie lepiej się rozmawia o klasowym życiu. Uczniowie z klas ósmych w kuchni przygotowują się do egzaminu ośmioklasisty. Język angielski, niemiecki też często tam gości.

O dzieciakach z klas 1-3 nie wspomnę. Kiedy zgłodnieją podczas nauki, robią sobie na szybko kanapki. Spotkania z rodzicami też często są w kuchni. Chyba coś w tym jest, że i w domach, i w szkole kuchnia to takie wyjątkowe pomieszczenie, najbardziej przytulne.

WSz: Kuchnia jest tak popularna, że uczniowie tworzą listy, kto, kiedy, na jakiej godzinie i co gotuje. Ja jestem chemikiem. Co jakiś czas prowadzę swoje lekcje w kuchni. Chyba też wstyd, gdybym tego akurat na swoim przedmiocie nie robił.

Lekcje w szkolnej kuchniLekcje w szkolnej kuchni fot: archiwum prywatne, Szkoła Podstawowa im. Adama Mickiewicza w Binczarowej

To zostańmy jeszcze przy kuchni. Jak to jest, że dzieci w szkole używają noży? W wielu np. warszawskich szkołach podstawowych to sytuacja nie do pomyślenia. Szczególnie w przypadku najmłodszych dzieci.

WSz:

Nasze dzieci w swoich domach używają noży, młotków. Dlaczego mielibyśmy im zakazywać tego w szkole? Szkoła to normalne miejsce do życia. Jeśli my w szkole zaczniemy zabraniać dzieciom normalne funkcjonować, to będą się u nas czuły obco. W szkole dużo mówimy i uczymy się o bezpieczeństwie.

I rodzice nie boją się, że ich kilkuletnie dzieci w szkole używają noży i młotków?

WSz: My tu chyba w innym świecie jednak żyjemy (śmiech). Kiedy nasze najmłodsze dzieci idą na lekcje do warsztatowni, to naprawdę nieźle tłuką tymi młotkami. Wiadomo, dzieci lubią hałas. Ale ile się przy tym uczą, ile zabawy przy tym mają.

ACz:

Kiedy rodzice najmłodszych dzieci zobaczyli, że w stolarni i w kuchni są wysuwane blaty dla maluchów, żeby też mieli swoje stanowiska pracy i mogły się uczyć w naturalnych warunkach, to reakcja była jedna: 'WOW'.

Najmłodsze dzieci w szkolnej kuchni też mają swoje stanowiska pracyNajmłodsze dzieci w szkolnej kuchni też mają swoje stanowiska pracy fot: archiwum prywatne, Szkoła Podstawowa im. Adama Mickiewicza w Binczarowej

A jakie lekcje można prowadzić w stolarni?

ACz: Zdarzało mi się schodzić z dziećmi do stolarni na język polski. Omawialiśmy Tren 5 Kochanowskiego, mocno bazowaliśmy na kreatywności.

WSz: Będziemy dążyć do tego, aby w przyszłości jeden dzień w tygodniu w naszej szkole był dla dzieci dniem bez teorii. Aby to był czas, kiedy uczniowie i uczennice mają tylko zajęcia praktyczne, łączone międzyprzedmiotowo, projektowo. Mam nadzieję, że nasza edukacja - nie tylko u nas w szkole - pójdzie w tym kierunku.

A teraz prawo tego zabrania?

WSz: Nie. Prawo na to pozwala. Nie możemy się tłumaczyć, że jest plan lekcji, określonaliczba godzin i nic z tym nie można zrobić. Można. Tylko trzeba to bardzo dobrze zorganizować. To jest wysiłek nie tylko dyrektorów szkół, ale wszystkich ludzi pracujących w szkole. Wierzę, że w ciągu kilku miesięcy uda nam się wdrożyć ten plan w działanie.

Podoba mi się pomysł, aby dzieci uczyły się międzyprzedmiotowo, bez sztywnego podziału na przedmioty.

ACz: Życie nie jest podzielone na przedmioty, a szkoła je sztucznie dzieli. Im bardziej naturalne stworzymy dzieciom warunki do nauki, tym łatwiej będzie im się uczyć, po prostu. Dzieci trzeba przygotować i dostosować do życia, nie do szkoły.

Buty też trzeba umieć zasznurować. Nawet jak się ma tak mało lat! I można nauczyć się tego w szkole!Buty też trzeba umieć zasznurować. Nawet jak się ma tak mało lat! I można nauczyć się tego w szkole! fot: archiwum prywatne, Szkoła Podstawowa im. Adama Mickiewicza w Binczarowej

W Skandynawii wszystkie szkoły uczą przez praktykę. Też po to, aby dzieci doświadczały, że potrafią cos zrobić, są sprawcze, coś od nich zależy.

ACz: Na zdjęciach, które pani wysłaliśmy, stoły w warsztatowni są jeszcze czyste. Gdyby teraz pani weszła do stolarni, to pewnie złapałaby się za głowę.

Aż tak?

ACz: Dzieci mają w warsztatowni plastykę. Stoły są już całe w farbach. Ale właśnie o to nam chodziło. U nas w szkole nie ma też przedmiotów, które traktujemy jak tzw. michałki. Muzyka, plastyka, technika, prace ręczne - to są bardzo ważne przedmioty, bo one odpowiadają za rozwój mózgu. A mózg rozwija się dzięki temu, że dzieci pracują manualnie. Im bardziej ich ręce są zaangażowane, tym lepiej rozwija się myślenie.

Zajęcia praktyczne są tak samo ważne jak te z teoriiZajęcia praktyczne są tak samo ważne jak te z teorii fot: archiwum prywatne, Szkoła Podstawowa im. Adama Mickiewicza w Binczarowej

Skąd bierze się fundusze na stworzenie szkoły, która żyje w każdym swoim kącie?

WSz: Część dostaliśmy z programu "Laboratoria przyszłości", inną z projektu "Szkoła dla Innowatora" prowadzonego przez Centrum Edukacji Obywatelskiej, skorzystaliśmy również z narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa i wsparcia organu prowadzącego - Gminy Grybów.

Pomagali nam też lokalni przedsiębiorcy. Przez telefon wykończenie i wyposażenie kuchni zostało wycenione na ogromną sumę. Nie mieliśmy tych pieniędzy. Zaprosiliśmy wykonawców do szkoły. Opowiedzieliśmy, co chcemy zrobić, po co, co już mamy. Opowiedzieliśmy o swojej wizji szkoły. Dostaliśmy spory rabat.

Może to było tak, że szef firmy wszedł do szkoły, zobaczył, że jest super energia i pomyślał, że zrobi taniej, skoro ma to służyć wszystkim dzieciom z Binczarowej.

ACz: Ludzie bardzo nam pomagają. Mamy też bardzo prężnie działającą radę rodziców. Podążają za naszymi pomysłami, wspierają, pytają, rozmawiają.

Nie dziwię się. Każdy kochający rodzic chce, aby jego/jej dzieci chodziły do szkoły z dobrą, twórczą energią.

WSz: Kiedy przychodziły do nas nowe meble do skręcania, braliśmy z uczniami i uczennicami ze starszych klas instrukcje i działaliśmy wspólnie. Bardzo to lubiliśmy.

I skręcał pan meble z uczniami po lekcjach czy w trakcie lekcji?

A to różnie bywało. Zależnie, jaka była potrzeba. Jak trzeba było szybko skręcić, to się wszyscy dogadywaliśmy. A jak trzeba było zostać po lekcji i coś zrobić, to też nie było kłopotu.

ACz: Podczas rozbudowy szkoły nasi uczniowie i uczennice przychodzili do nas w ferie, w weekendy i pomagali. Wiedzieli, że nasz konserwator potrzebuje pomocy. Zawsze możemy liczyć na nasze dzieci i młodzież.

Skręcanie mebli to też nauka!Skręcanie mebli to też nauka! fot: archiwum prywatne, Szkoła Podstawowa im. Adama Mickiewicza w Binczarowej

WSz: I na nasze panie kucharki.

ACz: Stołówkę wyremontowaliśmy na końcu. W naszej szkole panie kucharki gotują obiady dla wszystkich dzieci i jeszcze zaopatrujemy w obiady sąsiednią szkołę. Przed wakacjami dziewczyny z kuchni same stwierdziły, że odmalują stołówkę, przearanżują, dopieszczą ją, żeby dzieciom przyjemnie było jeść, a im pracować.

WSz: A podczas remontu ustalaliśmy z nimi wszystkie szczegóły. Mamy piękną stołówkę.

ACz: Trudno było przekonać panie z kuchni, aby w oknach nie było firanek. Ale udało się, mamy rolety. Mamy też szklane blaty, pod którymi panie kucharki robią różne aranżacje. Układają tam zioła, kwiaty, liście, zależnie od pory roku. Podczas obiadów puszczają dzieciom muzykę relaksacyjną. To jest ich miejsce, one tam tworzą klimat, one zapraszają.

Państwa szkoła - mam wrażenie - działa tak, aby każdy czuł się, jak u siebie.

WSz: Mamy oddział przedszkolny. Do nas trafiają trzylatki. I zostają z nami przez 12 lat. Szkoda, aby przez tyle lat dzieci i ich rodzice nie mieli poczucia, że to oni tworzą szkołę i to jest ich szkoła.

ACz: Zanim kilka lat temu ruszyliśmy z ewolucją i ze wszystkimi zmianami, najpierw zapytaliśmy naszych uczniów i uczennice o to, co chcieliby w szkole zmienić. Był czas, kiedy mieliśmy w szkole tzw. gadającą ścianę.

Czyli?

ACz: Wszystkie dzieci mogły tam pisać, co im się podoba, co im się nie podoba w szkole, co chciałyby zmienić. Największą satysfakcję mamy wtedy, kiedy pomysł wypływa od dzieci i ich rodziców.

Niekwestionowane plusy wiejskiej szkoły. Materiały przyrodnicze są na wyciągnięcie ręki!Niekwestionowane plusy wiejskiej szkoły. Materiały przyrodnicze są na wyciągnięcie ręki! fot: archiwum prywatne, Szkoła Podstawowa im. Adama Mickiewicza w Binczarowej

A co ostatnio wymyślili uczniowie i uczennice? Czym państwa zaskoczyli?

ACz: Dzieci z samorządu uczniowskiego wraz z rodzicami, w ramach prezentu na Dzień Nauczyciela, przygotowali nam niespodziankę. Przed lekcjami dogadali się z konserwatorem, żeby otworzył im szkołę. Z balonów zbudowali ludziki, każdy miał napis: "Jestem mądry", "Zawsze słucham", "Jestem grzeczny" - takie różne hasła, które miały obrazować niby idealnych uczniów.

Kiedy weszliśmy do szkoły, cały korytarz był zapełniony tymi ludzikami, dziećmi, przyszli też rodzice. Na każdych drzwiach powiesili karteczki z napisem: "Kochamy Was". My kochamy ich właśnie za to, że tacy są: niesamowici, kreatywni, NIEIDEALNI, prawdziwi, różni i… z dystansem i humorem.

A co robią państwa uczniowie po podstawówce?

WSz: Dojeżdżają do szkół do Grybowa i Nowego Sącza. Niestety - i tu mierzymy się z wykluczeniem komunikacyjnym - mamy bardzo trudne połączenie z Nowym Sączem. W prostej drodze to jest 20 km. Ale autobus tą drogą nie jeździ, tylko naokoło, trasą o 10 km dłuższą. Są na szczęście szanse, że to się zmieni.

A jakie szkoły wybierają absolwenci podstawówki? Licea, zawodowe?

WSz: Różnie. U nas w miejscowości spora część mężczyzn pracuje w branży budowlanej. Są rodziny, w których już trzecie pokolenie siedzi w tym fachu. Są w tym naprawdę dobrzy. Niektórzy mają swoje firmy budowlane, prężnie działają, rozwijają się. Chłopcy często idą w ślady swoich ojców. Chcą zarabiać jak ojcowie.

Mądrze wybierają.

ACz: Często po skończeniu podstawówki odwiedzają nas. Najczęściej w dużych grupach. Mamy okazję dowiedzieć się, jak im się układa. Ostatnio jedna z naszych byłych uczennic powiedziała, że bardzo polubiła biologię i to z tym przedmiotem chce wiązać swoją przyszłość. Inna poszła do liceum, ale czuje, że bardziej ciągnie ją do gotowania, rozważa zmianę szkoły na gastronomiczną.

My - kiedy patrzymy na nich z perspektywy czasu - jesteśmy dumni, że oni do nas przychodzą i pokazują, że wiedzą, czego chcą, że znają swoje mocne strony, potrafią zmienić decyzje. Nie tkwią w tej, która jednak okazała się niezbyt właściwa. Są zbudowani, zadowoleni, widzą, czego chcą, a przede wszystkim znają swoją wartość.

Autostrada sensoryczna - dla wszystkich uczniów i uczennic!Autostrada sensoryczna - dla wszystkich uczniów i uczennic! fot: archiwum prywatne, Szkoła Podstawowa im. Adama Mickiewicza w Binczarowej

Czuję, że państwo tworzycie szkołę opartą na relacjach. Warto się starać.

WSz: U nas każdy pracownik szkoły, dzieci i rodzice czują się za szkołę odpowiedzialni. Dobrze się pracuje w takiej atmosferze, kiedy każdy chce być potrzebny.

Muszą państwo być dobrymi szefami. Nie ma prężnie działającej placówki bez mądrych i rzutkich liderów.

WSz: Kiedy do gminy przyjeżdżają w delegację Francuzi, Węgrzy, to zawsze wójt prosi nas, abyśmy otworzyli i pokazali szkołę. Ostatnio mieliśmy delegację nauczycieli i nauczycielek z Olecka. Bardzo chcieli poznać naszą szkołę.

Nie dziwię się. Jest co oglądać.

WSz: I za każdym razem, kiedy panie sprzątające i pan konserwator usłyszą, że będziemy mieli delegację, to wszystkim im zależy, aby szkoła była czysta, posprzątana, żeby było przyjemnie. U nas nie ma problemu w stylu "znowu coś dyrektor wymyślił, znowu ktoś przyjeżdża, znowu trzeba sprzątać". Kiedy mamy gości, to przyjmujemy i gościmy ich wszyscy.

A mają państwo swoje dyrektorskie gabinety?

ACz: Tak, mamy. Dyrektor bardzo często siedzi w pokoju nauczycielskim razem z nauczycielami i nauczycielkami. Dużo nam daje to, że się razem śmiejemy, opowiadamy, dyskutujemy. Jesteśmy razem.

WSz:

Chyba najbardziej w pracy nie chciałbym sytuacji, kiedy wchodzę do pokoju nauczycielskiego i nagle wszystkie rozmowy ustają i zapada cisza.

I domyślam się, że uczniowie i uczennice nie dygają na państwa widok na korytarzu.

WSz: Z przedszkolakami zawsze przybijamy sobie piątkę.

ACz: Mówią nam zawsze: "Dzień dobry", czasami po kilka razy dziennie. Ale to jest takie przesympatyczne "Dzień dobry", takie z uśmiechem. A już najmilej witają się z nami ci uczniowie, którzy najbardziej "rozrabiają".

W galerii znajdziesz więcej zdjęć szkolnego życia podstawówki z Binczarowej. Zapraszamy

Pedagog, nauczyciel, chemik Wiesław Szczepanek jest dyrektorem szkoły podstawowej w Binczarowej od 6 lat. Wcześniej przez 20 lat był dyrektorem gimnazjum w Stróżach. W zawodzie nauczyciela od ponad 30 lat.

Anna Czyżycka: polonistka, pedagożka, w zawodzie od 20 lat. Wicedyrektorka szkoły w Binczarowej od 2018 r.

Szkoła podstawowa z Binczarowej współpracuje z Centrum Edukacji Obywatelskiej. Placówka jest pod skrzydłami Budzącej się szkoły i Instytutu Zwinnej Edukacji. W szkole w Binczarowej nie ma dzwonków, niedługo nie będzie też ocen. O wszystkich zmianach rodzice i dzieci są informowani na bieżąco, o innowacyjnych planach rozwojowych szkoły rodzice mogą też czytać na stronie internetowej placówki. Szkoła współpracuje z różnymi organizacjami pozarządowymi, m.in. z Sądeckim Uniwersytetem III Wieku po to, aby przełamywać stereotypy o seniorach i przełamywać stereotypy o szkole.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.