Wkręceni w robótki

W czasach cynicznych korporacji biznes z duszą wciąż ma się świetnie. Wystarczy spojrzeć na internetowe galerie sprzedające tzw. handmade, czyli rękodzieło, design i modę w krótkich, autorskich seriach. Kolejna taka galeria, niemiecka DaWanda, ostro rozpycha się na polskim rynku.

Publikacja: 21.10.2012 19:00

Lampa CablePower, DaWanda, 90 zł

Lampa CablePower, DaWanda, 90 zł

Foto: Przekrój

Swoje powstanie DaWanda zawdzięcza matrioszkom. Wymyślili ją berlińczycy Claudia Helming i Michael Pütz, gdy po zakończonym kontrakcie opuszczali Rosję i bezskutecznie poszukiwali oryginalnych, rękodzielniczych podarków dla niemieckich przyjaciół. Początkowo, w 2006 r., DaWanda miała być więc miejscem, gdzie można kupić unikatowe prezenty. Jednak to, co zaczęło się od malowanych matrioszek, po kilku latach rozrosło się do niebywałej skali – 2 mln produktów i niemal tyle samo użytkowników oraz 150 tys. twórców. Galerią zainteresowały się nawet amerykańskie fundusze inwestycyjne. DaWanda stała się sposobem na życie nie tylko właścicieli, ale i sporej części wystawiających tam projektantów. Podobnie jest w przypadku rodzimego portalu www.pakamera.pl, który w 2005 r. założyli Julita i Mateusz Wojczakowscy. Dziś wciąż jest to największa polska galeria handmade.

Fenomen zza Odry

Niemiecki rynek handmade jest czymś wyjątkowym na skalę europejską, a DaWanda to na nim absolutny lider. Wokół niej powstała prawdziwa społeczność ludzi zafascynowanych tym, co unikatowe, często zrobione ręcznie, z miłością i sercem. Dotyczy to ubrań, biżuterii oraz dodatków, ale i mebli czy nawet żywności – domowych przetworów, serów albo win. Tu nie tylko ludzie sprzedają i kupują, ale też wymieniają się informacjami. Dużą popularnością cieszą się dział DIY (Do It Yourself – zrób to sam), a także sklepy z materiałami do robienia własnych rzeczy. – To coś więcej niż biznes, to rodzaj społecznej wymiany – uważa Marcin Szałek, który wraz z żoną Olą, zajmującą się PR-em, szefują ośmioosobowemu zespołowi DaWandy w Polsce. Firma, podbiwszy niemieckojęzyczne rynki (Niemcy, Austria, Szwajcaria), w tym roku postanowiła zaistnieć w innych krajach europejskich. Otwiera biura również w Holandii, we Francji, w Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i we Włoszech. Polskiej drużynie idzie nieźle, zważywszy na to, że po kilku miesiącach ma już na swoim portalu prawie tysiąc sklepów, czyli tyle, ile działająca u nas od siedmiu lat Pakamera.

– Mam poczucie, że rynek handmade w Polsce mógłby być znacznie, znacznie większy, gdyby był bardziej dostępny – twierdzi Marcin. – I to jest naszym celem.

Jak chcą to osiągnąć? Choćby wyjątkowo niską marżą – 5 proc. w porównaniu do 25 i więcej na konkurencyjnych platformach. Według Szałka, dzięki temu niektórzy projektanci będą mogli na tyle obniżyć ceny, by konkurować z rzeczami na półkach H&M. Polska DaWanda nie zamierza ograniczać się jedynie do niszowych twórców. Jak tłumaczy Ola Szałek: – Na polskich modowych portalach oglądamy świetnych, odważnych projektantów, ale mamy też rodzinę poza Warszawą, która mówi: „Wy, z tymi swoimi białymi komputerami, kaloszami za pięć stów, macie w głowach poprzewracane". Dlatego pamiętamy też o produktach dla zwykłego człowieka. Chcemy wyjść poza wąską grupę pasjonatów, trafić również do małych projektantów z lokalnych środowisk i połączyć ich z odbiorcami. Stworzyć prawdziwą alternatywę dla sieciówek. Zrobić to tak, żeby moja mama, chcąc kupić np. czapkę na zimę, też pomyślała o tym, że może ją mieć od polskiego projektanta, nie z sieciówki.

Artyści biznesu

Kolejnym celem, jaki stawia sobie polska DaWanda, jest pomoc projektantom w nauce biznesowego myślenia. – Bo często mówią, że chcieliby w to wejść, wiedzą, że duże znaczenie mają zdjęcie produktu, opakowanie, szybkość wysyłki, ale ostatecznie to u nich szwankuje – uważa Marcin. DaWanda już założyła własny showroom w warszawskiej siedzibie, wkrótce będzie prowadzić         ostrą kampanię marketingową w Internecie, ale też szkolić w tym zakresie swoich projektantów, organizować warsztaty z promocji, budowania wizerunku marki. Chcą również kupić dobry sprzęt fotograficzny i boks do robienia packshotów, czyli zdjęć produktowych, by wypożyczać je bezpłatnie twórcom. – Na razie, przyjmując nowe osoby, zastrzegamy sobie prawo do wstępnej selekcji właśnie po to, żeby wystawcy dopracowali formę prezentacji, choć niemiecka DaWanda tego nie robi – wyjaśnia Marcin.

Że warto i że przynosi to realne korzyści, mogą zaświadczyć polscy projektanci, którzy już dziś żyją z tworzenia rękodzieła. Ola przywołuje takie marki, jak Celapiu, dzianinowe królestwo czapek i szalików. Jego właścicielka odniosła sukces na niemieckiej wersji platformy. To wstęp nie tylko do sławy, ale i dużych pieniędzy.

W Niemczech niektórzy projektanci potrafią zarabiać nawet kilkaset tysięcy złotych miesięcznie. To, czy polska DaWanda okaże się przedsięwzięciem dochodowym również dla właścicieli serwisu, zależy ostatecznie właśnie od tego, ile osób będzie się mogło utrzymać z prowadzenia swojego „butiku" na platformie.

Rodzinny interes

Z punktu widzenia założycieli Pakamery, Julity i Mateusza Wojczakowskich, DaWanda to nieomal korporacja z partnerami biznesowymi i wielkim zapleczem. Oni natomiast prowadzą biznes rodzinny, który powstał z pasji, i w tym widzą jego główną siłę. – Od konkurencji różni nas wiele. Głównie to, że Pakamera jest naszym sposobem na życie – oznajmia Julita, gdy odwiedzam ich w nowej siedzibie w pięknej kamienicy

w Śródmieściu w Warszawie. Mateusz – dziś w roli obsługi technicznej, wbija gwoździe i montuje „eksponaty" do sesji zdjęciowej, która odbędzie się nazajutrz. Julita wyjaśnia, że niedługo urządzą tu showroom i przestrzeń dla wydarzeń artystycznych oraz warsztatowych. – Pakamera powstała, kiedy jeszcze byliśmy na studiach, i traktuję ją jak swoje trzecie dziecko – opowiada. A dzieci się nie sprzedaje.

Kiedy Pakamera urosła, Mateusz, który jest ekonomistą, porzucił korporację, a Julita zrezygnowała z bycia weterynarzem. Własny biznes daje im wolność i poczucie satysfakcji, ma też jednak swoje wymagania. – Jesteś panem swojego czasu, ale bardziej ryzykujesz. Jeśli chodzi o nas, pracujemy więcej, niż gdybyśmy byli na etacie, ponieważ ta praca nigdy nas nie opuszcza. Cały czas o niej myślimy: w domu, kiedy kąpiemy dzieci, na wakacjach, które musimy tak planować, by w danym miejscu było Wi-Fi – opowiada Julita.

Wojczakowscy dorobili się już ekipy zaufanych pracowników, która liczy – jak mówią – cztery osoby lub pięć (ponieważ jedna z dziewczyn powoli wraca z urlopu wychowawczego). Jednak wszystko, co się da, jak usługi graficzne, pozycjonowanie serwisu, administrowanie siecią, zlecają na zewnątrz.

Hobby zawodem

W Pakamerze wystawia się około tysiąca projektantów. Promują ich z wielkim zaangażowaniem. Próbują przebić się do prasy, współpracują z blogerami, a także sami prowadzą bloga www.example.pl. Jeżdżą też na targi mody i designu, organizują kiermasze. Marża w Pakamerze to 25 proc. Właściciele rezerwują sobie prawo do selekcji ofert. I tu, podobnie jak w DaWandzie, ważnym kryterium jest poziom prezentacji, bo – jak mówią Julita i Mateusz – w Internecie to zdjęcia sprzedają. Z wieloma projektantami, po latach współpracy, przyjaźnią się także prywatnie, ciągle przybywają też nowi. – Dla niektórych to twórczość po godzinach, dla innych zawód, dla jeszcze innych – hobby, które dzięki naszemu serwisowi przekształcili w zawód. Takich przypadków było kilka i w tej chwili to już rozpoznawalne marki – tłumaczy Julita. Jako przykład podaje projektantkę biżuterii i torebek z klocków lego AGA BAG, która zrezygnowała z kariery muzyka, bo ktoś musiał zostać w domu z dzieckiem. Dziś właścicielka AGA BAG nie nadąża z zamówieniami, więc angażuje również swojego męża.

Są kobiety (bo to jednak głównie kobiety, i to takie „po dziecku", często na urlopie wychowawczym), które w obliczu dobrze prosperującej działalności designerskiej rzucały dobrze płatną pracę w korporacji, jak właścicielka marki Metka By Traczka, która odeszła ze stanowiska szefa PR w stacji telewizyjnej. Ale Julita dobrze wie, że to nie oznacza obniżenia standardu życiowego. – Zarobki niektórych potrafią przekroczyć kilkakrotnie średnią krajową. Handmade jest modny. Ludzie wiedzą, że musi kosztować, bo to jest sztuka, w którą ktoś włożył część swojej duszy – mówi.

Wojczakowscy twierdzą, że szczyt trendu wciąż przed nami. Krzywa dochodów z handmade'owego biznesu stale rośnie. Co, według nich, o tym decyduje? – Głównie coraz bardziej świadome wybory konsumenckie. Sieciówki już przesyciły rynek, a ludzie chcą wyglądać inaczej, odróżniać się. Julita zastrzega jednak, że to niszowy biznes. Umasowienie go spowodowałoby spadek cen. I odwrócenie się klientów, których nie interesują produkty z chińskiej fabryki.

Największym konkurentem i punktem odniesienia dla europejskich portali handmade'wych jest amerykański gigant ETSY, z główną siedzibą na nowojorskim Brooklynie, ale o zasięgu międzynarodowym. Za każdy wystawiony produkt firma pobiera 20 centów oraz 3,5 proc. od sprzedaży. Portal, założony w czerwcu 2005 r. przez trio dwudziestokilkuletnich wówczas wspólników, od początku pomyślany był jako przedsięwzięcie biznesowe. Już po dwóch latach udało im się przyciągnąć 100 tys. sprzedawców z całego świata. Obecnie Etsy zatrudnia 300 pracowników, ma 800 tys. aktywnych sprzedawców i ponad 40 mln odwiedzających miesięcznie. W zeszłym roku sprzedaż na portalu przekroczyła 525 mln dol.Wielki Brat z Ameryki

Swoje powstanie DaWanda zawdzięcza matrioszkom. Wymyślili ją berlińczycy Claudia Helming i Michael Pütz, gdy po zakończonym kontrakcie opuszczali Rosję i bezskutecznie poszukiwali oryginalnych, rękodzielniczych podarków dla niemieckich przyjaciół. Początkowo, w 2006 r., DaWanda miała być więc miejscem, gdzie można kupić unikatowe prezenty. Jednak to, co zaczęło się od malowanych matrioszek, po kilku latach rozrosło się do niebywałej skali – 2 mln produktów i niemal tyle samo użytkowników oraz 150 tys. twórców. Galerią zainteresowały się nawet amerykańskie fundusze inwestycyjne. DaWanda stała się sposobem na życie nie tylko właścicieli, ale i sporej części wystawiających tam projektantów. Podobnie jest w przypadku rodzimego portalu www.pakamera.pl, który w 2005 r. założyli Julita i Mateusz Wojczakowscy. Dziś wciąż jest to największa polska galeria handmade.

Pozostało 91% artykułu
Kultura
Plenerowa wystawa rzeźb Pawła Orłowskiego w Ogrodach Królewskich na Wawelu
Kultura
Powrót strat wojennych do Muzeum Zamkowego w Malborku
Kultura
Decyzje Bartłomieja Sienkiewicza: dymisja i eurowybory
Kultura
Odnowiony Pałac Rzeczypospolitej zaprezentuje zbiory Biblioteki Narodowej
Kultura
60. Biennale Sztuki w Wenecji: Złoty Lew dla Australii
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO