Nie, ukraińska obrona się nie wali. Są dwa kluczowe odcinki i trudna sytuacja

Ostatnie dni to zalew wręcz katastroficznych informacji na temat sytuacji ukraińskiego wojska. Brak ludzi, brak amunicji, słabnące morale, niekończące się ataki Rosjan. Front jednak się nie wali i nic nie wskazuje na to, aby niebawem rosyjskie czołgi miały popędzić na zachód.

- To niekoniecznie jest tak, że Ukraińcy są na krawędzi upadku. Choć można sądzić, że Rosjanie stają się coraz skuteczniejsi, ponieważ liczba ich dziennych ataków spada, a pomimo tego ciągle posuwają się naprzód - mówi Gazeta.pl Konrad Muzyka, analityk i założyciel firmy Rochan Consulting.

Zobacz wideo

Ukraińska obrona na razie się nie wali

W kategorii kasandrycznych wieści z Ukrainy szczególne miejsce zajmuje wtorkowy tekst Institute for the Study of War, amerykańskiego think tanku, który zdobył wielką popularność jako źródło wiedzy oraz opinii na temat sytuacji wojennej. Jego szef Frederic W. Kagan napisał, że bez szybkiego odblokowania wsparcia USA ukraińska obrona się zawali. Według niego Rosjanie właśnie stopniowo przełamują pozycyjny pat i odzyskują zdolność do manewru, czyli szybszych działań, potencjalnie mogących drastycznie zmienić sytuację na froncie w ciągu dni. Jego zdaniem opcje są dwie: USA wznawiają wsparcie i sytuacja się stabilizuje albo tego nie robią i mogą się już szykować na rosyjskie czołgi na granicy polsko-ukraińskiej. - Amerykańscy politycy muszą zdać sobie sprawę, że dalsze odwlekanie lub zatrzymywanie pomocy militarnej dla Ukrainy doprowadzi do poważnych rosyjskich sukcesów jeszcze w tym roku i zwycięstwa w 2025 roku - stwierdza Kagan.

Muzyka jest zdania, że to przesadnie czarna wizja. - Twierdzenie, że możliwe są tylko dwa skrajne scenariusze, bez opcji pośrednich, to duży błąd i uproszczenie - stwierdza polski analityk. Jak zaznacza, Rosjanie ruszyli na tę wojnę z celem zwasalizowania Ukrainy. Po porażce pierwotnego planu zrewidowali swoje deklarowane cele do opanowania obwodów ługańskiego i donieckiego. Na razie są od tego odlegli i w obecnym tempie zajmie im to swobodnie do 2025 roku. - Jeśli zdołają to zrobić, będziemy mogli się zastanawiać co dalej. Nie jest wykluczone przecież, że dojdzie do jakiegoś zamrożenia konfliktu - uważa Muzyka.

Analityk nie jest też przekonany co do tego, że Rosjanie odzyskują zdolność do działań manewrowych, co byłoby bardzo istotną zmianą realiów wojennych na niekorzyść Ukraińców. - Bezsprzecznie widzimy to, że zdołali odbudować swój potencjał po stratach w pierwszym okresie wojny. Są teraz w stanie posyłać do jednorazowego ataku siły wielkości batalionu, które próbują manewru. Jednak na razie za każdym razem kończy się to tak samo, czyli rozbiciem tych sił - mówi Muzyka. Ostatnia taka duża próba wydarzyła się pod koniec marca, kiedy siłami kilkudziesięciu czołgów i bojowych wozów piechoty szturmowali na zachód od wsi Tonenke w rejonie Awdijiwki. Skończyło się utratą kilkunastu maszyn. Do dzisiaj w tym rejonie, po niemal codziennie ponawianych mniejszych atakach, Rosjanie posunęli się naprzód około dwóch kilometrów. To zdecydowanie nie jest wojna manewrowa.

- To głównie efekt tego, że ze względu na obserwację strefy frontu przez ukraińskie drony, Rosjanie nie są w stanie osiągnąć zaskoczenia - mówi Muzyka. Jego zdaniem żeby to zmienić, rosyjskie wojsko musiałoby skupić znaczny potencjał oddziałów walki radioelektronicznej na niewielkim odcinku frontu i zdusić tam działalność ukraińskich dronów, albo po prostu rzucić w jednym miejscu do ataku tak duże siły, że przebiłyby się masą i zdołały wyjść w przestrzeń operacyjną. Czyli tam, gdzie nie ma zorganizowanych linii obrony, a pojazdy opancerzone mogą wykonywać rajdy po kilkadziesiąt kilometrów dziennie. - Mamy mało szczegółowych informacji o rosyjskim potencjale, ale nie można wykluczyć, że w perspektywie kilku miesięcy będą mogli próbować zrobić coś takiego, kiedy zyskają zdolność działania w jednym miejscu nie na poziomie batalionu, ale pułku lub dywizji - uważa Muzyka.

Pomiędzy oceną, że poważne próby przełamania zastygniętego frontu mogą nastąpić w perspektywie kilku miesięcy, a tą, że właśnie to się dzieje i Rosjanie zyskują zdolność manewru, jest istotna różnica. Czyli w skrócie: nie ma wcale pewności, że wszystko się właśnie wali. Choć ewidentnie sytuacja jest najgorsza dla Ukraińców od początkowych miesięcy wojny.

Walki na dwóch kluczowych odcinkach

Na przestrzeni ostatnich dwóch tygodni od poprzedniego tekstu o sytuacji na froncie nie dokonały się dramatyczne zmiany w jego przebiegu. Jest wyraźne, że Rosjanie skupiają swoje siły na dwóch głównych kierunkach: wsie na zachód od Awdijiwki oraz miasto Czasiw Jar na zachód od Bachmutu. Na tych odcinkach systematycznie osiągają zauważalne postępy. Praktycznie nieustannie prowadzą ataki, zazwyczaj niewielkimi siłami rzędu kilka pojazdów opancerzonych wiozących od kilkunastu do kilkudziesięciu piechurów. Czasami jednak większymi. Do tego prowadzą stały ostrzał artyleryjski i naloty bombami szybującymi.

Na zachód od Awdijiwki największe postępy w ostatnich tygodniach działy się na odcinku, gdzie nastąpił opisany wcześniej duży atak pod koniec marca. Dzięki nieustannej presji Rosjanie posunęli się naprzód o mniej więcej dwa i pół kilometra na zachód od wsi Tonenke. Prawdopodobnie zajmują tam teren, który Ukraińcy i tak spisali na straty, ponieważ jest trudny do obrony. Kilka kilometrów dalej nastąpi prawdziwa próba, kiedy Rosjanie dotrą do dogodnej do obrony linii opartej o strumienie i stawy w rejonie wsi Jasnobrodiwka i Netailowe. Dalej na północ, gdzie Ukraińcy już się bronią w oparciu o takie przeszkody, postępy rosyjskie są znacznie powolniejsze i od miesiąca nie nastąpiły wielkie zmiany. Choć w ostatnich dniach zaatakowali z sukcesem jeszcze dalej na północ - próbowali obchodzić twardą ukraińską obronę opartą o wieś Beredyczi. Miejscami posunęli się w ciągu kilku dni o ponad kilometr naprzód. Ciągle mówimy jednak o walkach na niewielkim obszarze na zachód i północny zachód od Awdijiwki. Od jej zajęcia w połowie listopada Rosjanie zdołali posunąć się naprzód o mniej więcej 10 kilometrów. Przy czym jest to dla nich ewidentnie priorytetowy odcinek frontu, na który nie szczędzą środków. Ukraińcy stoją obecnie w rejonie ich domniemanej pierwszej dogodnej linii obrony, a kilka-kilkanaście kilometrów za nimi jest prawdopodobnie druga.

Sytuacja w rejonie Awdijiwki, połowa kwietniaSytuacja w rejonie Awdijiwki, połowa kwietnia Fot. map.ukrdailyupdate.com

Mapa w większej rozdzielczości

Drugim kluczowym rejonem stały się wzgórza na zachód od Bachmutu i miasto Czasiw Jar. To centralny ukraiński punkt oporu w tym rejonie. Jego zdobycie da Rosjanom możliwość uderzenia w kierunku kluczowych miast Konstantyniwka i Kramatorsk. Natomiast zajęcie ich, wraz z położonym nieco dalej Słowiańskiem, byłoby niemal równoznaczne z opanowaniem Donbasu. To jednak na razie bardzo odległa wizja. Na przestrzeni od grudnia do marca Rosjanie zdołali się wspiąć na wspomniane wzgórza na zachód od Bachmutu i aktualnie na dobre rozpoczęły się walki o wschodni skraj Czasiw Jaru, czyli oddzielone od niego kanałem Doniec-Donbas osiedle Kanał i okoliczne niewielkie lasy. Od początku kwietnia Rosjanie zdołali posunąć się około pół kilometra naprzód i aktualnie starają się opanować pierwsze domki na skraju osiedla. Można przypuszczać, że w nadchodzących miesiącach walki o miasto urosną do rangi kolejnej Awdijiwki. Czasiw Jar teoretycznie jest łatwiejszą pozycją do obrony, ale jest prawdopodobne, że słabiej umocnioną. Dodatkowo w tym miejscu działają po stronie Rosjan głównie wojska powietrznodesantowe. Nie są już tą samą elitą co przed wojną, bo tamta już w zdecydowanej większości zginęła, ale nadal to oddziały o relatywnie lepszej jakości niż zwykłe zmotoryzowane i zmechanizowane działające w rejonie Awdijiwki.

Sytuacja w rejonie Bachmutu, połowa kwietniaSytuacja w rejonie Bachmutu, połowa kwietnia Fot. map.ukrdailyupdate.com

Mapa w większej rozdzielczości

Na innych odcinkach frontu sytuacja jest względnie stabilna. Na północy w rejonie Kreminnej, gdzie w lutym i marcu Rosjanie mieli zauważalne postępy, już od prawie miesiąca nie posunęli się istotnie naprzód, pomimo ponawianych prób. Drobne sukcesy mieli też w rejonie Siewierska na północ od Bachmutu oraz w miejscowości Krasnochoriwka na zachód od Doniecka. W obu przypadkach mowa o kilku kilometrach kwadratowych. W rejonie Krasnochoriwki pojawiły się charakterystyczne rosyjskie mobilne stodoły, czyli czołg lub dwa różne czołgi opakowane dużymi konstrukcjami z blachy, mającymi je bronić przed dronami FPV. Z drugiej strony w rejonie Robotyne na Zaporożu Rosjanom zdarzyło się przeprowadzić kilka ataków przy pomocy lekko opancerzonych ciężarówek, które nie skończyły się dla nich dobrze. Chwalą się też wykorzystaniem w rejonie na zachód od Awdijiwki niewielkich grup szturmowych na motocyklach, które mają dawać większe szanse na dotarcie do celu w realiach wysokiej aktywności dronów uderzeniowych niż powolne i duże pojazdy opancerzone.

Ogólnie w żadnym miejscu nie widać, aby ukraińska obrona się waliła, a Rosjanie zaczynali swobodniej manewrować swoimi oddziałami. Owszem, Ukraińcom niezmiennie brakuje ludzi i amunicji, przez co są mniej skuteczni w obronie, niż by mogli być. Poważnym problemem jest też systematyczne zwiększanie przewagi Rosjan w powietrzu, co widać zwłaszcza po swobodnym operowaniu dronów rozpoznawczych daleko za linią frontu, oraz nieustannie rosnącej skali ataków bombami szybującymi. Nie wspominając o serii bardzo bolesnych uderzeń w ukraińską infrastrukturę energetyczną. W efekcie ukraińskie morale jest znacznie słabsze niż rok temu. Jednak do katastrofy i rosyjskich czołgów na granicy polsko-ukraińskiej jeszcze daleka droga, a w międzyczasie wiele może się jeszcze stać.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.