XVI Europejski Kongres Gospodarczy

Transform today, change tomorrow. Transformacja dla przyszłości.

7-9 MAJA 2024 • MIĘDZYNARODOWE CENTRUM KONGRESOWE W KATOWICACH

  • 18 dni
  • 21 godz
  • 12 min
  • 31 sek

Spalarnie nie rozwiążą problemu. Potrzebujemy czegoś innego

- Uzasadnienia ekonomicznego budowania kolejnych spalarni nie ma żadnego. Stworzono legendę, że będzie taniej - mówi doktor Marek Goleń z SGH. Jego zdaniem brniemy w ślepą uliczkę.
  • Gdyby do spalarni nie dokładać publicznych pieniędzy, to okazałoby się, że one nie mają sensu ekonomicznego - uważa naukowiec z Katedry Ekonomiki i Finansów Samorządu Terytorialnego Szkoły Głównej Handlowej.
  • Chcemy budować spalarnie dzisiaj, gdy świat dzięki selektywnej zbiórce i recyklingowi od tego odchodzi – przekonuje Marek Goleń.
  • Samorządy, zdaniem Golenia, nie dostają odpowiednich narzędzi prawnych do tego, żeby prowadzić racjonalną politykę gospodarowania odpadami.
  • O problemach z odpadami będziemy rozmawiać podczas debaty "Gospodarka odpadami. Spalarnie odpadów - tak czy nie?", która odbędzie się w ramach XV Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach (24-26 kwietnia).

Ostatnio bardzo ożywiła się dyskusja o spalarniach. Pana zdaniem ich budowa rozwiąże nam dużą część problemów z odpadami?

Marek Goleń z Katedry Ekonomiki i Finansów Samorządu Terytorialnego Szkoły Głównej Handlowej:

- Mnie męczy już dyskusja na ten temat, bo wszystkie argumenty są na stole, a rozmowa kręci się cały czas wokół tego samego. To, co się ostatnio zmieniło, to jedynie wsparcie publiczne obiecane dla tych inwestycji. I tylko dlatego w mojej ocenie mają one sens ekonomiczny. Gdyby do nich nie dokładać publicznych pieniędzy, to okazałoby się, że one tego sensu nie mają - jak więc można mówić, że są niezbędne? Gdyby tego wsparcia nie było i mimo to się gdzieś pojawiły, to znaczyłoby, że są rzeczywiście potrzebne.

Ja po prostu nie chcę za to płacić jako podatnik, a mam świadomość, że także moje pieniądze idą na te działania i są wykorzystywane nieracjonalnie. Nie rozumiem, dlaczego się na to godzimy, dlaczego opinia publiczna chce za to płacić.

Segregowanych odpadów spalać nie wolno - spalarnie zatem sprzyjają produkcji odpadów zmieszanych

Nie do końca jest tak, że wszyscy się godzą, bo właściwie wszystkie spalarnie budzą opór mieszkańców.

- Tak, ale to zupełnie nie ma tła ekonomicznego. To są protesty przeciwko uciążliwości tych instalacji dla mieszkańców okolicy, gdzie mają powstać. Nikt nie porusza problemu, że płacimy za to potrójnie. Nawet jak na chwilę gdzieś, dzięki spalarni, stawki opłat za śmieci spadną, to i tak poniesiemy koszty, płacąc gigantyczne kary z racji plastic tax, za chwilę będą obowiązywały opłaty za emisje gazów cieplarnianych ze spalarni.

Marek Goleń, pracownik naukowy Katedry Ekonomiki i Finansów Samorządu Terytorialnego Szkoły Głównej Handlowej, autor wielu prac na temat gospodarki komunalnej i zagospodarowania odpadów (fot. WNP.PL)
Marek Goleń, pracownik naukowy Katedry Ekonomiki i Finansów Samorządu Terytorialnego Szkoły Głównej Handlowej, autor wielu prac na temat gospodarki komunalnej i zagospodarowania odpadów (fot. WNP.PL)

Gdy jednak zastanawiam się, dlaczego wspieramy inwestycje w spalarnie ze środków publicznych - wbrew temu, że Unia zabrania tego robić ze swoich środków - to myślę, że robimy to tylko dlatego, żeby ta cała maszynka do zarabiania pieniędzy się kręciła.

Robimy to, bo jest biznes, który chce to sprzedawać, tylko czy to jest racjonalne? Całe działanie sprowadzamy do projektów inwestycyjnych, a nie do tego, żeby zrobić postęp w gospodarce odpadami.

Właśnie przeczytałem, że minister i Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej wspierają konferencję, której jedną z głównych tez jest stwierdzenie, że „spalarnie to jest nasza racja stanu”. Wyższą rangę od racji stanu mają już chyba tylko „cnoty boskie”.

Dodam, że my musimy już odejść od zmieszanych odpadów, a budowa spalarni jednak wspiera ich ciągłe istnienie, bo jak wiadomo segregowanymi odpadami nie można palić. My jednak nadal nie mamy ROP-u, a to właśnie jest nasza „racja stanu”, a nie budowanie spalarni.

Czyli w pańskiej ocenie idziemy złą drogą?

- Kiedyś mieliśmy taki etap, że każda gmina miała mieć składowisko; twierdzono, że są nam bardzo potrzebne. Może wówczas, na chwilę były one nam potrzebne, ale czy nie można było spojrzeć trochę do przodu?

Zamiast iść, tak jak wiele krajów na zachodzie, tą ścieżką, można było wyciągnąć wnioski z ich doświadczeń. Ale nie - my powielamy te błędy i wpuszczamy się w te same problemy. Nabudowaliśmy składowisk, teraz je zamykamy, nabudowaliśmy MBP-ów (instalacje mechaniczno-biologicznego przetwarzania odpadów - dop. red.) i szybko się okazało, że w stosunku do ciągle rosnących wymagań unijnych są byle jaką technologią, za chwilę nabudujemy spalarni i okaże się to samo.

Do tego mowa jest dzisiaj o recyklingu, segregacji, a spalarnie są przecież sprzeczne z hierarchią postępowania z odpadami. Spalanie jest tylko stopień wyżej od składowania, a coraz częściej słychać głosy, że trzeba ową hierarchę zmienić, bo spalanie jest bardziej uciążliwe dla środowiska niż składowanie.

Słychać też głosy, że zakaz składowania odpadów wysokokalorycznych jest rozwiązaniem, które nastręcza nam problemów. Zgadza się pan z tym?

- Ktoś ten zakaz wprowadził po to, żeby wesprzeć inwestycje w spalarnie. Ja nie mam co do tego złudzeń. Już dawano mówiłem, że trzeba w ustawie zmienić kompetencje - bo ten zakaz został wprowadzony w resorcie rozwoju - żeby to minister klimatu mógł ten zakaz cofnąć.

To jednak nie nastąpiło, mimo że nowelizowano ustawę, a sam pomysł od razu wzbudził wielki opór. Nie boję się powiedzieć, że ktoś tego pilnuje, nie wiem, kto dokładnie, ale jest jakieś lobby, które ma z tego wielkie zyski. 

Spalanie ma nam jednak przynieść obniżenie kosztów systemu. Tak będzie?

- Uzasadnienia ekonomicznego budowania kolejnych spalarni nie ma żadnego. Stworzono legendę, że dzięki nim będzie taniej. To jednak opiera się na tym, że w tej chwili te samorządy, gdzie wybudowano spalarnie, mają nieco niższe opłaty niż inni.

W obecnym układzie mamy jednak ogromną nadpodaż surowca i niewystarczający popyt w postaci usługi spalenia. Właściciel instalacji ma więc możliwość skrośnie subwencjonować swoje koszty dzięki cenom, które płacą klienci zewnętrzni. Dlatego jest to jakoś opłacalne, ale jak będzie tych spalarni tyle, ile chcemy ich wybudować, to układ podaży i popytu się całkowicie zmieni, a wtedy mogą zniknąć warunki do subwencjonowania skrośnego.

Pamiętajmy także, że spalarnie mają zostać włączone w system ETS ( europejski system handlu uprawnieniami do emisji - dop. red.) i to znów zmieni ich rentowność, a to jest niemal przesądzone. Mamy też plastic tax, a spalarnia spala głównie tworzywa sztuczne, które mamy wysłać do recyklingu, a nie do pieca. I to znów są grube pieniądze, bo ostatnio podawano, że ubiegły rok to około 3 miliardy złotych.

Pamiętajmy jeszcze, że po spaleniu mamy problem unieszkodliwienia odpadów niebezpiecznych - to nie jest tak, że wszystko, co wrzucimy do pieca, znika. I to znów są koszty.

Będziemy prosić za granicą, żeby ktoś chciał u nas spalać śmieci

Wykorzystanie ciepła z odpadów zamiast węgla to też zły pomysł?

- Można to robić, ale nie w takiej skali, jak się planuje. Ja rozumiem, że jest jakiś strumień odpadów resztkowych, z którym możemy zrobić dwie rzeczy - albo zeskładować, albo spalić, ale ten strumień można doprowadzić do poziomu 20 procent ogólnej masy odpadów. Tymczasem front inwestycyjny, jaki ostatnio powstał, wskazuje na to, że to będzie minimum 60 procent.

Skończy się tym, że będziemy jak Szwedzi proponować za granicą, żeby ktoś chciał u nas spalać śmieci. A moglibyśmy przeskoczyć ten etap rozwoju gospodarki odpadami i pójść w stronę, która jest naprawdę potrzebna, czyli przykładowo zagospodarowanie bioodpadów. Tego nam najbardziej potrzeba, jeśli chodzi o recykling. Jak skłonimy ludzi, żeby segregowali bioodpady, a da się to zrobić, to możemy wykonać rzeczywisty skok.

Kilka spalarni już funkcjonuje, wiadomo, że trzeba dokończyć projekty będące w toku. Powstanie konkretna moc przerobowa. (fot. UM Białystok)
Kilka spalarni już funkcjonuje, wiadomo, że trzeba dokończyć projekty będące w toku. Powstanie konkretna moc przerobowa. (fot. UM Białystok)

Niedawno byłem we Włoszech, w Mediolanie. Przyglądałem się, jak tam działa system odpadowy, rozmawiałem z ludźmi i usłyszałem „jak nam się udaje, to wam się nie uda?”. Rzeczywiście, Włosi to nie jest nacja superzdyscyplinowana, ale w Mediolanie zbiórka bio działa całkiem dobrze.

Ale tam w każdym markecie mamy zrywki biokompostowalne i tylko w takich można wrzucać odpady do brązowego pojemnika. I to jest sprawdzane. Jak coś się znajdzie w innych opakowaniach, to inspektorzy każdorazowo nakładają 50 euro kary i to nie na poszczególnych mieszkańców, tylko na całe wspólnoty mieszkaniowe. I da się! Mają 25 inspektorów na te dwa miliony ludzi w Mediolanie i oni cały czas kursują po mieście, wręczając mandaty. To jest rutynowe działanie, tylko że do tego trzeba mieć najpierw jasne przepisy prawa.

W naszych warunkach potrzebny byłby konkretny, centralny przepis, który zdefiniowałby, co wolno, a czego nie wolno wrzucać do konkretnych pojemników.

Druga sprawa - oni w żółtym worku mają tylko to, co jest objęte ROP-em i to jest rozliczane w ramach opłat ponoszonych przez wprowadzających. Za odpad z plastiku, ale nieobjęty ROP-em, też wręcza się mandaty. Są więc wzorce, z których moglibyśmy skorzystać.

Z drugiej strony mamy inne kraje, jak Niemcy, Szwecja, Holandia, gdzie tych spalarni jednak działa więcej niż u nas.

- Być może u nas jest ich trochę za mało, ale są już kolejne w budowie. Poza tym sytuacja jest taka, że ci, którzy je u nas mają, nie spalają tam strumienia resztkowego, tylko większość strumienia. My zresztą ciągle nie mamy takiego pojęcia, jak „odpady resztkowe”.

Gdańsk wprowadził tę nazwę na pojemniki, ale i tak ma tych niby resztkowych więcej niż połowę masy ogólnej. Jakie to odpady resztkowe, jak jest ich średnio w kraju oficjalnie około 70 procent. Tu jest więc do zrobienia bardzo dużo, jest co redukować, a jakbyśmy to zrobili, to by się okazało, że tyle spalarni nam nie potrzeba.

Co do Szwecji, to nie dalej jak wczoraj miałem rozmowę o tym, że Szwedzi chcieliby zaimportować polskie odpady. Dlaczego? Bo mają za dużo spalarni. Od lat trwa poszukiwanie strumienia do zapełnienia szwedzkich rusztów. Bo oni, gdy mieli kryzys energetyczny pod koniec lat 70., to zmienili miks energetyczny i postawili na spalarnie. Ale to było jednak ponad 40 lat temu! Wówczas miało to jakieś uzasadnienie i te instalacje zostały zamortyzowane, a my chcemy to budować dzisiaj, gdy świat dzięki selektywnej zbiórce i recyklingowi od tego odchodzi.

Nie chodzi o to, żeby spalanie węgla zastąpić spalaniem odpadów. Energię można wytworzyć inaczej

Widzę, że ma pan obawy o działanie tych spalarni, które planujemy.

- Mamy już tych kilka spalarni. Wiadomo, że trzeba dokończyć projekty będące w toku i powstanie konkretna moc przerobowa. Jeżeli jednak nad tą mocą będzie czuwał tylko właściciel instalacji - na zasadzie „ja tu mogę spalić tyle, ile chcę” - to nie jest to właściwa polityka.

A trzeba by to skonstruować tak, żeby można było spalać tylko rzeczywiste odpady resztkowe i żeby ich wytwarzanie było drogie, żeby było dla wytwarzającego nieopłacalne. To się da zrobić na zasadzie różnicowania opłat za rodzaj frakcji odpadów, ale w naszej przestrzeni prawnej nie mamy takich przepisów.

Trzeba by to zmienić i brać większe pieniądze za wytwarzanie odpadów w czarnym pojemniku, a nie za prostą deklarację segregacji lub jej braku. I tu możemy osiągnąć efekt ekologiczny, którego nie da nam budowa spalarni, będąca tylko reakcją na skutek słabości systemu w innym miejscu. Rozumiem, że można tak reagować, ale uważam to za błąd. 

Samorządy - a to one w końcu odpowiadają za odpady komunalne - są jednak przekonane o konieczności budowania spalarni.

- Samorządy nie dostają odpowiednich narzędzi do tego, żeby prowadzić inną politykę. Nie mamy nawet ściśle określonego standardu segregacji. Każda gmina może ułożyć regulamin utrzymania czystości nieco inaczej, a jest ich - przypominam - prawie 2,5 tysiąca. Jak gmina ma 10 tysięcy mieszkańców, to co może zrobić ze swoim małym strumieniem?

Mamy przykład Nakła nad Notecią, gdzie jest 30 tysięcy mieszkańców i gdzie został opracowany nadzwyczajny standard segregacji, gdzie strumień bezpośrednio spod bloków - z pominięciem zakładów przetwarzania odpadów - może pojechać do recyklingu. Tyle że tego strumienia jest za mało, żeby to było działanie systemowe. Koniec końców Nakło i tak wysyła część odpadów do spalarni w Bydgoszczy - sami nie zmienią polityki krajowej.

A co pan powie na argument wykorzystania odpadów zamiast węgla?

- To jednak jest trochę przestarzałe podejście, bo nie o to chodzi, żeby spalanie węgla zastępować spalaniem odpadów. Nie jest tak, że energię można wytworzyć wyłącznie dzięki spalaniu. Mamy technologie, które pozwalają wytwarzać energię z innych źródeł, a spalanie czegokolwiek jest przeciwne wytycznym polityki klimatycznej, bo po prostu emituje gazy cieplarniane. Jeśli naprawdę chcemy ratować klimat albo raczej minimalizować straty związane z jego antropogenicznym zaburzeniem, to powinniśmy przestać spalać cokolwiek. 

Środowisko jest jednak podzielone. Wielu poważnych ekspertów, ludzi tworzących branżę prezentuje skrajnie odmienne opinie od pańskich. Jak się dogadać?

- Często powołuję się na film „Miś”, z którego najważniejszy wniosek dla inwestorów jest taki, że prawdziwie porządne pieniądze robi się na wielkich, słomianych inwestycjach, na końcu których jest zawsze protokół zniszczenia. I mamy już ten protokół na składowiskach, powoli dojrzewamy, żeby wystawiać je dla MBP-ów, a za jakiś czas będziemy musieli je wypisać również dla spalarni. 

Nie przegap najważniejszych wiadomościObserwuj nas w Google NewsObserwuj nas w Google News

Logowanie

Dla subskrybentów naszych usług (Strefa Premium, newslettery) oraz uczestników konferencji ogranizowanych przez Grupę PTWP

Nie pamiętasz hasła?

Nie masz jeszcze konta? Kliknij i zarejestruj się teraz!