Technikom łatwiej przyciągnąć chętnych, gdy oferują lekcje prowadzone przez wykładowców akademickich oraz zajęcia w laboratoriach politechniki. Licea podnoszą prestiż, współpracując z uniwersytetami. A uczelnie dzięki temu łatwiej łowią przyszłych studentów – taka współpraca coraz częściej staje się normą.

Agnieszka Nagoda-Gębicz, dyrektor Zespołu Szkół Ponadgimnajzalnych w Kleszczowie (woj. łódzkie), współpracuje z Politechniką Łódzką od kilku lat. – Zauważyłam, że wymagania stawiane absolwentom szkół średnich przez szkoły wyższe nie do końca korespondują z tym, czego uczą się przed maturą – opowiada "Rz" Nagoda-Gębicz. By to zmienić, postanowiła zatrudnić w swojej szkole wykładowców akademickich z PŁ. Teraz wszystkie przedmioty zawodowe na kierunku mechatronika wykładane są przez nich. Raz w miesiącu odbywają się całodzienne zajęcia wyjazdowe w laboratoriach łódzkiej uczelni. Na efekty nie trzeba było czekać. – Z roku na rok liczba chętnych do naszej szkoły jest coraz większa. Jednocześnie widzę coraz większą motywację wśród uczniów technikum do rozpoczęcia studiów – opowiada dyrektor z kleszczowskiej placówki.

Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Elblągu współpracuje z ośmioma okolicznymi szkołami średnimi. Dzięki temu uczniowie np. z Zespołu Szkół Mechanicznych z Elbląga mogą korzystać z darmowych i certyfikowanych kursów internetowych prowadzonych przez PWSZ, mają wolny wstęp na wykłady oraz mogą uczestniczyć w pracach działających na tej uczelni kół naukowych.

A w ostatni wtorek III LO z Łodzi podpisało umowę z Uniwersytetem Medycznym w Łodzi.

– Mamy do czynienia z sytuacją, w której wszystkie strony są wygrane. Uczniowie otrzymują lepsze wykształcenie, szkoły średnie podnoszą swój prestiż, a uczelniom łatwiej jest rekrutować przyszłych studentów, co więcej, są w stanie wykształcić ich wedle swoich oczekiwań – mówi prof. Tadeusz Luty, były rektor Politechniki Wrocławskiej. – W sytuacji niżu demograficznego dobrze byłoby umożliwić kadrze akademickiej realizowanie ich pensum dydaktycznego także poza uczelnią, np. w szkołach średnich – podpowiada prof. Luty. Takie rozwiązanie mogłoby uchronić pracowników dydaktycznych uczelni przed ewentualną redukcją etatów, ale osłabiłoby pozycję nauczycieli. – Wszystkim zależy, by poziom wykształcenia w szkołach był jak najwyższy. O doborze kadry decydowałby rynek, chyba nie ma w tym nic złego – mówi Luty.