Miał wypadek w pracy. Kurier został bez wsparcia firmy i ZUS-u

Polska
Miał wypadek w pracy. Kurier został bez wsparcia firmy i ZUS-u
Interwencja
Miał wypadek w pracy. Kurier został bez wsparcia firmy i ZUS-u

Marcin Gałecki z Kielc pracował jako kurier, gdy roznosząc paczki przewrócił się i złamał rękę. Choć od wypadku mija pięć miesięcy, nie otrzymał on od zleceniodawcy żadnych pieniędzy. Nie wypłacił mu ich również ZUS z tytułu zwolnienia lekarskiego. Jak to możliwe? Materiał "Interwencji".

38-letni pan Marcin z Kielc pracował jako kurier. Od lutego ubiegłego roku był zatrudniony na umowę zlecenie u przedsiębiorcy, który był podwykonawcą dużych firm kurierskich. Wypadek w pracy pod koniec listopada pokrzyżował wszystkie jego plany.

 

- Paczka nie była ciężka, była duża, ale była lekka. Wziąłem ją z samochodu i niestety były warunki jakie były, że był świeży śnieżek. Poślizgnąłem się i upadłem niefortunnie na rękę. Paczka od razu mi wyleciała z ręki. Leżałem, zwijałem się z bólu - wspomina Marcin Gałecki.

Musiał dalej rozwozić paczki

- Gdy Marcin złamał rękę, to wysłał zdjęcie na grupę, aby poinformować naszego szefa. Także my też wiedzieliśmy, co się stało. Później się dowiedziałem, że jeździł jeszcze z paczkami z panem Jackiem, czyli ojcem pana Krystiana, bo miały one być szybciej rozwiezione. To nie powinno tak wyglądać. Marcin powinien być od razu przetransportowany do szpitala, na SOR - ocenia pan Kamil, który pracował razem z panem Marcinem.

 

- Myślałam, że od razu przewiozą go do Kielc, ale musiał dalej paczki rozwozić. Jak przyjechał do domu, ręka była bardzo opuchnięta. Bardzo obolała. Nie ruszał nią. Pojechaliśmy na SOR. Pan Krystian wiedział o tym - dodaje Klaudia Kozak, partnerka pana Marcina.

 

ZOBACZ: Były radny wyszedł z więzienia. Ma oddać ludziom miliony

 

Dopiero późnym wieczorem pan Marcin trafił na SOR. Po badaniach okazało się, że ręka jest złamana i koniecznym jest założenie gipsu. Początkowo na dwa tygodnie. Wtedy pan Marcin nawet nie podejrzewał, że będzie go nosił ponad trzy miesiące.

 

- Przyjechali się ze mną rozliczyć. O ile dobrze pamiętam to był 17 grudnia, to były godziny wieczorne. Pani Wioletta od razu na starcie powiedziała mi, że niestety, ale pieniądze mi się nie należą żadne, bo mam zwolnienie, ale mam umowę zlecenie – wspomina Marcin Gałecki.

Kurier czekał kilka miesięcy

Dopiero w Inspekcji Pracy pan Marcin dowiedział się, jakie są jego prawa. Zleceniodawca powinien przygotować mu tzw. kartę wypadkową. Niestety, jak twierdzi pan Marcin, nie mógł się o nią doprosić przez cztery miesiące.

 

- Kontaktowałem się z panem Krystianem i mówiłem, jak to wygląda pod względem prawnym, że należą mi się pieniądze, bo to był wypadek w pracy. Stwierdził, że nie, że mi się nie należy - twierdzi pan Marcin.

 

ZOBACZ: Oferowali wykańczanie mieszkań. Poszkodowanych ponad 100 osób

 

- Jeżeli osoba zatrudniona na umowę zlecenie uległa wypadkowi, powinna zawiadomić podmiot, na rzecz którego wykonuje pracę. Podmiot też ma określone obowiązki. Jednym z nich jest sporządzenie w ciągu 14 dni od takiego zawiadomienia karty wypadku – potwierdza nadinsp. Tomasz Barański z Okręgowego Inspektoratu Pracy w Kielcach.

 

- Następnie pojawili się u mnie 10 marca. Znowu spotkanie pod blokiem, znowu godziny wieczorne. Dostałem kartę wypadku. W karcie wypadku określili,  że ja im wypadek zgłosiłem 5 marca. To jest nieprawdą, bo współpracownicy wiedzieli, że ja 28 listopada uległem wypadkowi i mam uszkodzoną rękę, i dlatego mnie nie ma - tłumaczy pan Marcin.

Do dziś nie dostał pieniędzy. "Muszę się zapożyczać"

Ponieważ wypadek nie został zgłoszony w ciągu ustawowych 14 dni, kurier do dziś nie otrzymał nawet złotówki ani od zleceniodawcy, ani od ZUS-u za zwolnienie lekarskie. Pan Marcin był w tragicznej sytuacji – musiał sprzedać samochód, bo nie miał za co żyć.

 

- Do tej pory, żeby jakoś funkcjonować, muszę się zapożyczać. A to u znajomych, a  u rodziny - mówi Marcin Gałecki.

 

Dziennikarze "Interwencji" udali się do siedziby zleceniodawcy pana Marcina. Szefa firmy nie było, spotkali jego rodziców.

 

Reporterka: Z tych dokumentów wynika, że firma nie dopełniła jakichś zobowiązań.

 

Rodzice właściciela firmy: Wypełniła.

 

Reporterka: I pan mógłby mieć wypłacone świadczenie, a nie ma.

 

ZOBACZ: Niebywała konstrukcja w łazience. Sąsiadka przesadziła z remontem

 

Rodzice właściciela firmy: Musimy to z księgową wyjaśnić.

 

Reporterka: Zostawiam wizytówkę.

 

Rodzice właściciela firmy: Dobrze.

 

Reporterka: Czy państwo przekażecie synowi naszą prośbę o kontakt?

 

Rodzice właściciela firmy: Przekażemy, oczywiście.

 

Przedsiębiorca, mimo zapewnień swoich rodziców, do dziś się nie odezwał. Jego matka telefonicznie poinformowała dziennikarzy, że wszystkie dokumenty zostały przez nich dostarczone już do ZUS-u.

 

- Osoby, które pracują na umowie zleceniu, w momencie, w którym dojdzie do wypadku przy pracy, traktowane są tak samo, jakby były na umowie o pracę. Przysługuje im również odszkodowanie z tytułu uszczerbku na zdrowiu, tylko jeżeli to zostanie odpowiednio udokumentowane i potwierdzone, a także prawo do zasiłku chorobowego – informuje Paweł Szkalej, rzecznik prasowy Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w Kielcach.

dk / "Interwencja"
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie